Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Baaardzooo zimowo...

Temperatura dochodząca do -13 stopni. Ciągle padający śnieg. Ręce, pomimo ciepłych rękawiczek, zmarznięte tak, że prawie ich nie czuć. Jak się ubierać to tylko w kilka warstw ubrań, bez tego - nie wychodź z domu :-). Brakowało mi takiej pogody o tej porze roku, takiej zimy z prawdziwego zdarzenia. Szkoda tylko, że już zapowiadają odwilż. A miałam plany na piękny spacer w święta.

Jutro ostatni dzień do pracy (klasowe wigilie i jasełka), dziś jesteśmy po świątecznym kiermaszu. "Moje" dzieciaki zebrały calkiem pokaźną kwotę.

wtorek, 15 grudnia 2009

Dziwnie..

Nie wiem jak wytłumaczyć niektóre moje reakcje na pewne kwestie. Moją bardzo dobrą koleżankę spotkało coś bardzo, bardzo dobrego. Coś na czym niezmiernie jej zależało i na co czekała mnóstwo czasu. Coś na co i ja czekam... Ucieszyłam się bardzo kiedy się o tym dowiedziałam, bo M. zasługuje na wszystko, co najlepsze. Pogadałyśmy sobie też tak "od serca" i ta rozmowa nastroiła mnie bardzo optymistycznie. Tylko teraz, kiedy siedzę sama w domu i tym bardziej mam poczucie, że jest coś czego ogromnie mi brakuje i na co chyba długo przyjdzie mi poczekać, załapałam wielkiego doła, a łzy same lecą...

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Idą, idą święta...

Porządki (prawie) zrobione. Ozdoby świąteczne wyjęte i już cieszą oko. Kartki własnoręcznie zrobione i zaadresowane, pozostaje wysłanie. Co, gdzie i jak w związku ze świątecznymi wyjazdami zaplanowane. Niby wszystko ok, tylko jakoś nie mogę poczuć tej świątecznej atmosfery. Pewnie przez to, że na choinki patrzę od listopada. Ech ta komercja...

Szczecin świąteczny wygląda przepięknie. Szczególne wrażenie robią na mnie okolice Placu Kościuszki, no i Park Kasprowicza ze szczególnym uwzględnieniem fontanny, przy której pół miasta robi sobie sesje zdjęciowe.

W pracy nadal bez zmian. Cisza i spokój znaczy się i całe szczęście. W przyszły poniedziałek kiermasz świąteczny a we wtorek jasełka. Potem prawie dwa tygodnie wolnego. Pierwszy raz od bardzo dawna nie czekam na to wolne jak na zbawienie. Nie ma to jednak jak właściwa atmosfera w pracy.

A teraz siedzę sama (R. służbowo w Trójmieście) i czekam na S. Wpadnie po gadżety do kartek. Mieli z T. jakąś koncepcję, ale coś tam im nie wyszło i w weekend dostałam "dramatycznego" smsa czy nie poratowałabym ich swoim "sprzętem". Pewnie, że poratuję czemu nie. :-)

piątek, 27 listopada 2009

wtorek, 17 listopada 2009

Dobrze...

...że ten dzień już minął. Wydaje się, ze wszelkie choróbska z dzieciaków (których absencja w ostatnim czasie była ogromna) przeszły teraz na nauczycieli, a w związku z tym na tych, którzy (jeszcze) zdrowi pozostają, spadła oczywiście seria zastępstw. Oby do piątku...

poniedziałek, 9 listopada 2009

Morza szum...

Pierwsza część niedzieli spędzona nad morzem. Spacer, obserwowanie wyrzuconych na brzeg meduz, na rozgrzanie gorąca czekolada, na obiad pyszna rybka. A co najważniejsze dość długa i myślę konstruktywna rozmowa o przyszłości, snucie planów...

Weekend w ogóle zaliczam do bardzo udanych. W piątek byłyśmy z M. i naszą klasą najpierw w kinie (co najważniejsze na filmie niekomercyjnym, który bardzo się dzieciakom podobał) a potem w Zamku na wystawie (Wiek XX w filmie i fonografii). W trakcie zwiedzania wyświatlano fragmenty fimu niemego, nie wiedziałyśmy początkowo jak dzieci na taki rodzaj filmu zareagują, ale Charlie Chaplin większość zachwycił. Potem wieczorkiem spotkanie z A. i M. obgadanie ich ślubu (już 30.01) i wesela. Do tego trochę procentów :-). Sobota z kolei spędzona na udanych zakupach a potem słodkim nicnierobieniu w domu. Wczoraj to morze... Ech, oby więcej takich weekendów.

czwartek, 15 października 2009

Deszcz, śnieg, wiatr...

Pogoda zaskoczyła wszystkich. Aż się nie chce wierzyć, kiedy słyszy się na przykład o zawalającym się molo. W Szczecinie wcale nie jest lepiej. Zalana trasa między Słonecznym a Centrum, niejeżdżące tramawaje (czekałam pół godziny na "Dwójkę", w końcu zrezygnowałam) i autobusy. A miałam przed pracą spotkać się z Mamą i zawieźć Ją do lekarza. Niestety. Wymarzłam tylko a nie doczekałam się na żaden środek transportu. Teraz siedzę przy odkręconym na maxa kaloryferze, popijam gorącą herbatę i próbuję się rozgrzać. No, ale na szczęście Mama do przychodni dotarła bez problemów. Przeraża mnie fakt, że muszę jeszcze wyjść z domu, ale przecież do pracy trzeba dotrzeć :-). Na szczęście dziś na 11.00.

Wczoraj przemiła "belferska" imprezka w Teatrze Kameralnym. Świetna zabawa i fantastyczny humor niezastąpionego pana J. Po powrocie małe starcie z R. zakończone bardzo miłym i przyjemnym akcentem :-).

niedziela, 11 października 2009

Planowanie.

Zupełnie niespodziewanie, tak bardzo bardzo na gorąco pojawiły się pewne plany. Nie nowe, bo na temat owej kwestii rozmowy toczyły się już parokrotnie, ale tym razem możliwe, że uda nam się je zrealizować.

wtorek, 29 września 2009

Buty...

... zakupione. W moim ukochanym sklepie rewelacyjna kolekcja, kusi mnie kilka par, ale niestety chwilowo tylko na jedną mogę sobie pozwolić. Tym razem zainwestowałam w coś wyższego niż zazwyczaj i mam nadzieję, że obcasy pozostaną w całości. To trochę dziwne, że dwa lata przed trzydziestką nie potrafię na nich chodzić :-).

poniedziałek, 28 września 2009

Szaro, buro i ponuro.

Wczoraj piękna, złota, polska jesień, dziś plucha jakich mało. Zapowiada się kompletna wymiana garderoby - w sensie wyciągnięcie z szafy znacznie cieplejszych rzeczy, bo dzisiaj dość mocno już zmarzłam (pomimo trzech rękawów). Natomiast jeśli chodzi o zakupy to koniecznie nowe jesienne buty (ech, nawet nie czuję jak rymuję ;-)).

W pracy spokojnie, w domu niestety też - R. wyjechał bladym świtem. W pewnym momencie poczułam, że jakiś dół się zbliża, ale na szczęście w samą porę gdzieś odpłynął. Poziom endorfin podniosłam sobie wspólnym fitnessem z P. i kokosowymi ciasteczkami - czymś trzeba było uzupełnić te spalone kalorie :-).

A teraz jeszcze tylko prysznic i spaaaać. Jutro pobudka o 5.30.

piątek, 25 września 2009

Urodzinowo

Aha, a dokładnie tydzień temu skończyłam osiemnaście lat plus dziesięć. To dziesięć to nie wiem kiedy upłynęło, a przecież te lata były tak naprawdę najszczęśliwszym okresem mojego życia.

Jesiennie.

Pierwszy dzień jesieni za nami. Pogoda na szczęście typowo jesienna jeszcze nie jest, samopoczucie natomiast i owszem. Od kilku dni walczę z przeziębieniem i za nic diabelstwa tego pozbyć się nie mogę. Z tego powodu nie mogłam również zaszczepić się wczoraj przeciwko grypie, na co oboje z R. się zdecydowaliśmy. Mam nadzieję, że do poniedziałku mi przejdzie i będę mogła tę sprawę załatwić do końca.

Obecność jesieni odczuwam jeszcze z innego powodu: ferworu pracy, nie tyle u mnie, co u R. Już w poniedziałek wyjeżdża do Trójmiasta a potem gdzieś na południe i nie będziemy się widzieli prawie tydzień. Teraz w zasadzie też mało czasu spędzamy razem, bo mój mężczyzna postanowił zdobyć patent żeglarza w związku z czym całe soboty i niedziele spędza na kursie na żaglówce. Ja z kolei, w co sama nie wierzę, wciągnęłam się na dobre w ten fitness i w tygodniu wychodzę prawie codziennie. Ech, gdzie się podziały wakacje i wszystkie te dni, które mieliśmy tylko dla siebie?

sobota, 5 września 2009

Ćwiczeniowo.

Namawiana konsekwentnie przez P. od stycznia, ale wciąż znajdująca nowe wykręty, wybrałam się wczoraj wreszcie na aerobic. Wykupiłam pakiet startowy i zaliczyłam pierwszą godzinkę ćwiczeń. Przyznaję, że było ciężko, bo z ruszaniem się to u mnie różnie bywa ;-), ale pomimo zmęczenia fizycznego, zmęczenie psychiczne gdzieś odleciało i to jest sprawa fantastyczna. Instruktorka świetna, muzyczka całkiem niezła, atmosfera bardzo przyjemna. Teraz jestem jeszcze umówiona z instruktorką na indywidualne korepetycje w siłowni coby wszystkie ćwiczenia wykonywać tak, jak należy. :-)

W szkole cisza i spokój. Dopiero teraz widać ile jedna osoba może namieszać, jaki zamęt wprowadzić, jak zepsuć atmosferę. Jej zastępczyni, czyli nowa Góra ;-), jest osobą wymagającą i konsekwentną czyli taką jaką prawdziwy dyrektor być powinien. Nie stosuje żadnych sztuczek i gierek, jak coś jej się nie podoba to mówi to wprost, bez złośliwej ironii i jadu w głosie. Atmosfera w pracy zmieniła się nie do poznania. Aż się chce pracować!

czwartek, 27 sierpnia 2009

Rozmowy po pracy

Ja: Dzisiaj pani dyrektor żegnała się z tymi, których lubi i częstowała ciastem tych, których lubi.

On: No to się nie najadłaś.

(To już w zasadzie pewne: Góra odchodzi ;-))

wtorek, 25 sierpnia 2009

Zniesmaczenie.

Niektórym ludziom kompletnie brakuje klasy a pewnych rzeczy, których powinni się spodziewać i być na nie przygotowanymi, nie potrafią przyjąć z godnością.

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Paranoja!

Pierwsze zebranie rady po wakacjach. Przydział obowiązków na nowy rok szkolny. Za tydzień wracają dzieci, a my... nadal nic nie wiemy! Plotki jakie chodzą są obiecujące, ale to wciąż tylko plotki. Dzisiaj co prawda została negatywnie zopiniowana praca Góry. Oj, nie w smak jej to było, nie w smak, ale po tym, co się działo i czego większość z nas z jej strony doświadczyła, nie mogło być chyba inaczej. To zajście sprawiło, że nasze nadzieje urosły nieco, ale ludzie są ostrożni i tak naprawdę chyba dopiero 1. września będziemy wiedzieć na czym stoimy.

Co do zakresu obowiązków to dla mnie zaczęło się z grubej rury, bo zostałam dokoptowana do komisji zajmującej się planem lekcji w związku z czym najbliższy tydzień będzie wyjęty z życiorysu. Poza tym zabrono mi polski, bo polonistka nie miałaby etatu i tym sposobem zotałam tylko z biblioteką. Z jednej strony się cieszę z drugiej mniej, bo fakt faktem, że będę miała nieco mniej kasy, ale zyskam z kolei więcej czasu i odpadnie mi część obowiązków.

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Made in China...

uponsimingsterCzasami podczas wyjazdów szwędamy się po różnych kramach i straganach oglądając tak zwane przez nas "pierdoły", czyli różnie rozumiane pamiątki.

On: te wszystkie rzeczy są wszędzie takie same.

Ja: No tak, tylko na jednych jest napisane Zakopane, na innych Toruń, Gdańsk albo Świnoujście.

On: No, a wszystko i tak zrobione w Chinach :-).

Zakochałam się...

...w Toruniu ;-).

Zrobiliśmy sobie ostatnio wycieczkę: Toruń, Malbork, Trojmiasto, Hel. W zasadzie wszędzie tam byłam już kiedyś, ale głównie jako uczennica szkoły podstawowej więc tak naprawdę wszystkie te miejsca odkrywałam teraz na nowo. Najbardziej zachwycił mnie Toruń, wspaniałe miasto!

Tym wyjazdem zakończyliśmy już niestety nasze wakacje. R. już dzisiaj w pracy, ja do swojej też musiałam pojechać po książeczkę zdrowia i w tym tygodniu będę tracić czas w przychodni. A w następny poniedziałek rada i powrót do pracy na dobre. Wszystko w dalszym ciągu wskazuje na to, że zostawią nam Górę. Niestety. Przykra sprawa, bo cały tamten rok wytrzymałam w tej pracy sądząc, że to już taki rok ostatni, to też powstrzymało mnie od złożenia wypowiedzenia w stosownej chwili, chociaż wcześniej byłam pewna, że tak właśnie postąpię. No nic, trzeba będzie zacisnąć zęby i robić swoje jak najlepiej.

A dzisiaj wieczorek w towarzystwie P. i jej męża. Będą też jacyś ich znajomi. Będzie miło...

czwartek, 6 sierpnia 2009

Wspomnieniowo

Dokładnie dziewiętnaście lat temu byłam zdołowaną dziewięciolatką, która ryczała, że właśnie urodziło jej się dwóch braci bliźniaków, a ona tak bardzo chciała mieć siostrę ;-). Wystarczyło jednak, że mama wróciła z nimi ze szpitala i nie potrafiłam już sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. STO LAT "Maluchy" :-).

piątek, 31 lipca 2009

Poszukiwawczo

Byliśmy ostatnio ze znajomymi w kinie na "Harrym Potterze i Księciu Półkrwi". Film nie zachwycił mnie szczególnie (tak jak napisali w dodatku do Gazety: "jak już się coś zaczęło dziać to poleciały napisy"), ale uświadomiłam sobie, że wypadałoby wreszcie przeczytać ostatnią, siódmą część. No i tu zaczęły się schody. Bo w żadnej bibliotece, w której byłam nie ma, inne chwilowo pozamykane, koleżanka, która miała pożyczyła już komuś innemu. Kupić nie kupię, bo do tej pory żadnej nie kupowałam, a jak już miałabym to robić to wolałabym chronologicznie, a poza tym J.K. Rowling to jednak nie Małgorzata Musierowicz, której kupuję wszystko jak leci i z niecierpliwością wyglądam każdej kolejnej premiery. No nic, chwilowo podczytuję "Zaćmienie", ale jakoś nie idzie mi tak sprawnie jak przy dwóch poprzednich częściach.

Jutro Wolin, w niedzielę może morze ;-), a potem trzeba pomyśleć o jakimś kilkudniowym wyjeżdzie, bo R. zaczął kolejny dwutygodniowy urlop. A ja uświadomiłam sobie własnie, że od jutra sierpień i wakacje już z górki, ech...

sobota, 25 lipca 2009

"Zmierzch"

Zupełnie niespodziewanie koleżanka podrzuciła mi na kilka dni "Zmierzch" i "Księżyc w nowiu". Nie powiem, przeczytałam bardzo szybko, bo wolnego czasu mam na szczęscie ostatnio aż nadto, a i lektura lekka, łatwa i przyjemna. No właśnie: lekka, łatwa i przyjemna, ale... nic poza tym. Naprawdę nie rozumiem skąd ten wszechobecny szum i zasłyszane zachwyty.

środa, 22 lipca 2009

Romantycznie?

Stoimy w gigantycznym korku pod Berlinem. Upał i zmęczenie. Zaczynam marudzić, bo pomału mam dość. Na to On:

- Z Tobą to może mi się nawet tyłek w samochodzie w takim korku pocić. Hmmm...

czwartek, 2 lipca 2009

Wakacyjnie...

Myślenie o pracy wyłączone całkowicie. Teraz tylko spokój i odpoczynek. Pobyt u Mamy pomału się kończy (w sobotę wracam do Szczecina), ale już w niedzielę wybywamy do Zakopanego, a później jeszcze z pewnościa wrócę tu, gdzie jestem teraz.

A dzisiaj dzień pod znakiem owoców - na obiad pierogi z truskawkami i jagodami, a w międzyczasie ogromne kawałki arbuza. Pycha...

poniedziałek, 29 czerwca 2009

Spokojnie...

Kilka dni relaksu u Mamy... Brakowało mi już mojego miasteczka, mimo wszystko, nawet mimo mentalności większości zamieszkujących tu osób.

A jutro w ramach relaksu i babskich przyjemności wybieram się na profesjonalny pedicure :-).

środa, 24 czerwca 2009

Spotkaniowo...

Przemiły dzień wczoraj miałam. Krótka z założenia wizyta u P. (teraz już niestety byłej koleżanki z pracy) zamieniła się w sześciogodzinne posiedzenie ze wspólnym gotowaniem obiadu a potem zabawą z małą A. Teraz trzeba już tylko zadbać o to, żeby w związku z tym, iż nie będziemy już razem pracować nie stracić ze sobą kontaktu.

Nie wiem cały czas jak potoczą się sprawy w szkole po wakacjach. Kto będzie nad nami "górował". Nikt nic nie wie, a każdy słyszał co innego. Paranoja. Chyba wszystko okaże się dopiero w sierpniu. Najbardziej żałuję tego, że w związku z tak skomplikowaną sytuacją i takim a nie innym nas traktowaniem mnóstwo fantastycznych osób poodchodziło.

A żeby w nieco odmienny sposób zobrazować podejście naszej Góry, krótka anegdota znaleziona na: www.pokazywarka.pl

"Lecący balonem mężczyzna uświadomił sobie nagle, że zgubił się. Obniżył więc wysokość lotu i wówczas zobaczył w dole kobietę. Opuścił się jeszcze niżej i krzyknął do niej:

- Przepraszam, czy może mi pani pomóc? Obiecałem przyjacielowi, że dotrę do niego w ciągu godziny, ale sam już nie wiem, gdzie jestem.

Kobieta odpowiedziała: - Jest pan w balonie napełnionym gorącym powietrzem, unoszącym się około 10 metrów nad ziemią. Znajduje się pan między 40 a 41 stopniem północnej szerokości geograficznej oraz między 56 a 60 stopniem długości zachodniej...

- Pani jest inżynierem? - spytał mężczyzna z balonu.

- Owszem - odpowiedziała kobieta. - A skąd pan wie?

- No cóż - rzekł baloniarz - wszystko, co pani powiedziała jest z merytorycznego i fachowego punktu widzenia prawdziwe, ale ja w dalszym ciągu nie mam bladego pojęcia, co zrobić z tymi informacjami, a fakty są takie, że się zgubiłem. Szczerze mówiąc, w ogóle mi pani nie pomogła, a w dodatku jestem przez panią jeszcze bardziej spóźniony.

- A pan jest z pewnością dyrektorem? - stwierdziła kobieta.

- Niesamowite!!! Faktycznie jestem dyrektorem... - odparł mężczyzna. - Skąd pani o tym wiedziała?

- No cóż... Nie wie pan, gdzie pan jest, nie wie, dokąd zmierza, osiągnął pan tę pozycję, zużywając dużo powietrza, złożył obietnicę, której nie jest pan w stanie dotrzymać i oczekuje pan od ludzi, którzy znajdą się niżej, że rozwiążą za pana problemy. Poza tym znajduje się pan nadal dokładnie w tej samej sytuacji, w jaką sam się wpędził, ale uważa pan, że to moja wina".

Śmieszne, ale prawdziwe...

niedziela, 21 czerwca 2009

Bibliotecznie...

Odwiedziłam wczoraj ulubioną bibliotekę i oczywiście wróciłam z naręczem nowych książek do pochłonięcia. Mimo tego, że na wakacje muszę jeszcze trochę poczekać, bo sprawy w pracy nie są jeszcze do końca pozamykane, to jednak czasu na czytanie będzie już teraz znacznie więcej.

Jakiś czas temu przeczytałam na pewnym blogu, że jego autorka uwielbia sprawy biblioteczne załatwiać wirtualnie - zamówić książkę przez internet a potem po prostu przyjść i ją odebrać. Chwała postępowi technicznemu za takie rozwiązanie, bo niewątpliwie ułatwia to wiele spraw. Mi jednak wciąż ogromną przyjemność sprawia przechadzanie się między regałami, wdychanie typowego dla biblioteki zapachu, kartkowanie książek na miejscu. Uwielbiam biblioteki i tak sobie myślę, że jeśli znudzi mi się kiedyś praca w szkole (którą notabene bardzo lubię, gdyby jeszcze tylko Górę nam zmienili...) i zniweluje moje wygodnictwo (związane z dwumiesięcznymi wakacjami, feriami i w ogóle krótszym czasem pracy) to jeśli tylko będzie taka możliwość zamienię szkołę na bibliotekę.

sobota, 20 czerwca 2009

Sobotnio...

Sobota samotna. R. wybył na wyjazd integracyjny z pracy. Nurkuje sobie w Czaplinku. Ja początkowo miałam jechać z nim, ale ostatni tydzień tak dał mi w kość, że zrezygnowałam. R. był na mnie trochę zły, czemu się w sumie nie dziwię, ale naprawdę po ostatnich dniach miałam ochotę tylko na to, żeby się porządnie wyspać i zregenerować leżąc pół dnia z książką. Regeneracja udała się na tyle, że nie padam już ze zmęczenia na twarz i w końcu mam posprzątane mieszkanie. Łazienka lśni, kuchnia też, jedno pranie zrobione i powieszone, drugie właśnie się pierze, a trzecie czeka na swoją kolej. A ja trochę czytam a trochę odświeżam sobie pierwszy sezon "Magdy M.". Poza tym zaszalałam na zakupach: wczoraj dwie bluzki, dzisiaj dwie kolejne i jedna para dżinsów a oprócz tego żółte sandałki. Ja i żółte buty... Kiedyś tę sytuację określiłabym mianem czystej abstrakcji, a teraz myślę tylko o żółtej torebce do kompletu :-).

środa, 17 czerwca 2009

Rowerowo...

Klasowa wycieczka rowerowa na Polane Harcerską. Miłe towarzystwo, kiełbaski i świetna zabawa. Tylko pewne częsci ciała nieco bolą, bo w tym roku to mój pierwszy raz na rowerze.

niedziela, 14 czerwca 2009

Weekend, weekend...

... i po weekendzie. Aż się nie chce wierzyć, ze jutro o tej porze będę siedzieć w pracy. Ostatni tydzień przede mną co prawda, ale zapowiada się niezwykle intensywnie. Cała dokumentacja do zdania, ostatni przed wakacjami numer gazetki, skończenie kroniki a do tego jeszcze kopnął mnie "zaszczyt" bycia przewodniczącą Bardzo Głupiej Komisji, co wiąże się z częstymi kontaktami z Górą niestety i oczywiście obrywaniem za byle co. No ale nic, dam radę. Postanowiłam mniej narzekać, bo ostatnio straszna maruda się ze mnie zrobiła :-).

Weekend był udany i rozrywkowy. W czwartek przed południem poszwędaliśmy się trochę po Wałach Chrobrego, ale że nic, poza przygotowaniami do Dni Morza się jeszcze nie działo, wróciliśmy do domu i zrobilismy sobie seans filmowy. W piątek wyskoczyliśmy na szybkie zakupy do Niemiec a potem też Wały - koncert, spacerek na Odrą, Aleja Artystów, po powrocie do domu - drinkowanie :-). Wczoraj obowiązkowo bitwa morska. Dzisiaj z kolei wybraliśmy się do Stargardu na średniowieczny jarmark. A teraz, już po powrocie, robię wszystko, żeby nie robić tego, co powinnam, czyli nie zajmowac się papierami. Dowodem na to - ten wpis :-).

niedziela, 7 czerwca 2009

Leniwie...

Nie ma to jak leniwy, niedzielny poranek, kiedy nigdzie nie trzeba się spieszyć i można powylegiwać się w łóżku dłużej niż przyzwoitość nakazuje :-). Komputer, książka, śniadanko i pyszna kawka z mlekiem, wanilią i karmelem. W ferworze ostatnich obowiążków i wyjazdów już niemal zapomnieliśmy jakie to przyjemne i potrzebne. Na szczęście wszystko sie pomału uspokaja i mamy dla siebie coraz więcej czasu. Teraz przed nami tydzień pracy zaledwie trzydniowy (muszę tylko przetrwać jutrzejszą radę klasyfikacyjną) i cztery długie, wolne dni spędzimy tak, jak będziemy mieli na to ochotę. A potem zostanie juz tylko tydzień do wakacji...

czwartek, 4 czerwca 2009

sobota, 23 maja 2009

Wracam...

... do codzienności. Półtora tygodnia na wyjazdach (najpierw Zielona Szkoła w wioskach tematycznych pod Koszalinem, potem wycieczka do Trójmiasta) z krótką przerwą na weekend. Zmęczenie, niewyspanie (dzieciaki mają mnóstwo energii zwłąszcza w nocy) i notoryczny katar (jakoś ciągle dziwnie marzłam), ale też cudowny odpoczynek od szkoły jako takiej. Zmiana nastawienia wobec pewnych kwestii i pewnych osób. Jest nieźle. Oby ten stan rzeczy trwał jak najdłużej.

Ostatnie kilka dni upłynęło pod znakiem choroby córeczki P. Rutynowy tak naprawdę zabieg pokazał, że jednak nie wszystko jest w porządku. Ciągle nic nie wiadomo, ciągle czekają na wyniki. Ile można czekać na wyniki w polskim szpitalu, kiedy podejrzenia są naprawdę bardzo nieciekawe? W przypadku małej A. to trwa już cztery dni i nadal nie chcą nic powiedzieć i nic przyspieszyć. Paranoja.

A weekend upływa mi na kolejnym wyjeździe. Po miesiącu wreszcie udało mi się wyrwać do Mamy. Zaopatrzyłam się w nowe zasłonki i słoneczniki na okno, zajadam pyszne ciasto, w końcu pofarbowałam odrosty, no i nareszcie się wyspałam. Zapowiada się też, że teraz będziemy mieli już z R. więcej czasu dla siebie. Nareszcie...

niedziela, 10 maja 2009

Majowo...

No i zrobił się maj. Nawet nie wiem kiedy. Czas płynie niezmiernie szybko. Naprawdę nie wiem gdzie podziały się marzec i kwiecień. Ale to dobrze. W rezultacie zostało sześć tygodni do wakacji, a tym samym sześć tygodni pod rządami tej, a nie innej, osoby. Wszyscy w pracy wciąż czekamy na dalszy rozwój wypadków, bo nadal nie wiemy kto i kiedy.

Jutro wyjazd na Zieloną Szkołę, na pięć dni. Tak jak wcześniej nie przepadałam za takimi wyjazdami, tak teraz bardzo mnie ta perspektywa cieszy. Bo to niby odpowiedzialność 24 godziny na dobę za bandę dzieciaków, ale z drugiej strony w całkiem fajnych warunkach :-), no i w fajnym towarzystwie - P. i M. A jak już przy wyjazdach jestem to warto by coś napisać o długim weekendzie, który w tym w roku był naprawdę wspaniały. Dwa i pół dnia w Świnoujściu. Pierwszy spędziliśmy razem z A. i M. szwędając się nad morzem, zwiedzając forty (Zachodni i Anioła) i dobrze się bawiąc na imprezce. Potem byliśmy juz tylko we dwoje... i było przemiło. Bardzo brakowało nam już takich wspólnych chwil, kiedy nie trzeba nigdzie się spieszyć i móc cały czas poświęcić tylko sobie nawzajem.

Z innej beczki to chyba w końcu będziemy mieć nowy samochód, ale chwilowo nic więcej nie napiszę, bo trzeba jeszcze dopełnić wszystkich formalności. Jutro powinno być już wszystko jasne.

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Nie ma to jak..

...jeść chipsy na zmianę z żelkami. I znowu nic nie wyszło z postanowienia, że teraz to już tylko warzywa i owoce. Brak mi silnej woli, oj brak. Żarłok ze mnie straszliwy i to nie tylko jeśli chodzi o jedzenie ;-).

Jodi Picoult pochłonięta. Teraz zabieram się za "Wybrane zagadnienia z fizyki katastrof" Marishy Pessl. Kolejna smakowicie wyglądająca pozycja.

W pracy jakoś tak dziwnie, wyczuwa się napięcie w powietrzu i nie do końca wiadomo z czego ono wynika. Na szczęście tym razem tydzień jest tylko czterodniowy. A w weekend najprawdopodobniej spędzimy w Świnoujściu. Już się doczekać nie mogę.

czwartek, 23 kwietnia 2009

To dziwne..

...jak niektóre osoby potrafią czasami zaskoczyć. Tym razem negatywnie niestety. Chyba znowu wykazałam się naiwnością i zaufałam komuś, komu nie powinnam, ech...

Na pocieszenie kolejna, najnowsza Jodi Picoult. "Dziewiętnaście minut". Pochłaniam...

No i w planach jeszcze romantyczny wieczór. Trzeba nacieszyć się sobą przed kolejnym wyjazdem. Od jutra znowu słamianowdowieństwo.

wtorek, 21 kwietnia 2009

Coraz optymistyczniej...

Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że od września będziemy mieć nową Górę. Ona sama już się z tym nie kryje i głośno o tym mówi. Oczywiście w kontekście: "Zmieni się wam dyrektor to dopiero wtedy zobaczycie", no bo ona przecież najwspanialsza pod słońcem jest. :-)

Za oknami wiosna w pełni, niemal codziennie urządzamy sobie z R. dłuższe lub krótsze spacerki. A dzisiaj zakupiłam kilkadziesiąt żonkili i tak cieszą moje oko stojąc w nowym wazonie.

No nic... pędzę obiad jakiś wykombinować.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Poświątecznie.

No i skończyło się co dobre. Jutro do pracy niestety. Wiem, że marudzę i że w porównaniu do większości osób i tak mam dobrze, bo dzisiaj jeszcze cieszę się wolnym, ale powrót do pracy po świętach czy wakacjach zawsze wywołuje u mnie taką minideprechę ;-), trwającą w zasadzie do momentu przekroczenia progu szkółki mojej kochanej. :-) No, ale podobno nie tylko ja tak mam ;-)

Dzisiaj zawitali do Szczecina moi Bracia, bo grosza im trochę wpadło na ubraniowe zakupy . Kolejny raz miałam okazję się przekonać, że część facetów kupując ciuchy zachowuje się jak stereotypowa kobieta. Na szczęście w końcu kupili obaj co chcieli i pojechali całkiem zadowoleni.

A my z R. za jakąś godzinkę wybywamy na kolejne zakupy, bo czajnik nam zastrajkował i od jakiegoś tygodnia wodę na herbatę gotuję w garnku a wcześniej nie było kiedy na tego typu zakupy się udać.

Ech... dobrze, że pogoda wciąż dopisuje...

piątek, 10 kwietnia 2009

Chwilę później...

Hmmm, efekt jest całkowicie zadowalający :-).

Kuchennie...

Od samego rana walczymy z Mamcią w kuchni i w rezultacie większość świątecznych pyszności jest już gotowa. A teraz siedzę ze "skandynawskim blondem" w postaci farby na głowie i czekam na rezultat... W razie czego jutro zakup kolejnej farby :-).

środa, 8 kwietnia 2009

Wolne..

6 dni wolnego, jak ja tego potrzebowałam. Jutro wyjazd do Mamy a w piątek spotkanie z A. i P. powspominamy studenckie czasy. :-). W pracy dość dobre wieści, jeśli dalej tak pójdzie, to może "zrezygnuję z rezygnacji" :-).

sobota, 28 marca 2009

Długo

...już nie pisałam. ale i też nie było o czym. Pogoda ostatnio z wiosennej znów zmieniła się na zimową, w pracy kolejna seria zwolnień lekarskich i kolejne zastępstwa. Na szczęście w tym tygodniu mamy rekolekcje i sprawdzian Szóstoklasistów więc choć od pracy i tak się nie odpocznie, to przynajmniej od dzieci i chodzenia na lekcje za innych. Za oknem też już coraz ładniej, na stole kolorowe tulipany a w szufladzie przygotowane dekoracje świąteczne do wyjęcia lada dzień.

Dzisiaj odwiedziła nas moja Mama, odwiedziłyśmy osiedlowy lumpik i obie wyszłyśmy stamtąd bogatsze o kilka ciekawych ciuszków. A teraz czekamy jeszcze na znajomych, zapowiada się miły wieczór. Panowie sobie mecz obejrzą, a my z A. po babsku poplotkujemy

środa, 11 marca 2009

Zwolnieniowo znowu

Siedzę na drugim zwolnieniu, od wczoraj. Wróciłam w poniedziałek do pracy i pobyłam tam tylko ten jeden dzień. Cały dzień piekły mnie oczy, z biegiem czasu były coraz bardziej czerwone i wyciekało z nich takie dziwne coś :? . Do lekarza już nie zdążyłam, bo pracowałam do 17.30, ale poszłam tam wczoraj rano i okazało się, ze to to, co przewidywałam - zapalenie spojówek. Cały wczorajszy dzień wyglądałam jak zombie, dziś jest trochę lepiej, ale też mało idelanie. Na szczęście przepisane krople działają. Do konca tygodnia powinno byc ok.

sobota, 7 marca 2009

:-)

Udało się :-).

Miło

Jak do tej pory weekend upływa miło, a nawet bardzo miło. Wczoraj spotkanie ze znajomymi w pubie, dzisiaj spotkanie z koleżanką i udane zakupy. Na jutro natomiast zapowiada się jakiś wyjazd w plener. Ech, mógłby ten weekend trwać i trwać, bo od poniedziałku znowu zostaję słomianą wdową.

Cieszę się, że R. ma tę pracę, bo się w niej spełnia, bo zarabia więcej, bo ma o wiele lepsze warunki niż w poprzedniej. Jedynym minusem są te wyjazdy co jakiś czas, ale nic to, damy radę :-). Musimy, poza tym zatęsknić od czasu do czasu nie zaszkodzi :-).

Czas na zwolnieniu upłynął mi pracowicie na typowo domowych obowiązkach (brakowało mi tego). Umyłam w środku lodówkę i szuflady, bo ich wygląd pozostawiał sporo do życznia. Zrobiłam porządek z przyprawami i teraz leżą już w jednym miejscu a nie w czterech :-). Częściowo posprzątałam w szafie. Zrobiłam też obiady bardziej wymyślne niż zazwyczaj. No, ale od poniedziałku znów do pracy. A dzisiaj i jutro czeka mnie jeszcze sprawdzanie próbnych testów szóstoklasisty. Żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce...

Ps. Ciekawe czy uda mi się opublikować tę notkę, wczoraj próbowałam trzykrotnie bez skutku.

środa, 4 marca 2009

Chorobowo

No i wylądowałam na zwolnieniu. Nie za długim co prawda, bo tylko do końca tego tygodnia, ale zawsze. Lekarka chciała dać mi dłuższe, ale stwierdziłam, że wystarczy mi do końca tygodnia.Mam jakieś takie chore poczucie obowiązku. Już zapomoniałam jak psioczyłam w tamtym tygodniu na te wszystkie zastępstwa, które musiałam odbębniać, bo na zwolnieniach była dosłownie połowa nauczycieli i o tym, że mówiłam, że sama też chętnie poszłabym na zwolnienie też zapomniałam :-). Ale jakoś tak nie mogę usiedzieć w domu. Inaczej to odbieram jak są ferie czy wakacje, a inaczej gdy wiem, że tam jeszcze musimy rozliczyć dokumentację skontrum, że mam do zrobienia kartkówkę ze zdań współrzędnych :-). Z drugiej strony cieszę się, bo wreszcie na spokojnie posprzątam sobie mieszkanie i napiszę zaległe prace.

A dzisiaj mieliśmy test szóstoklasisty z pewnego wydawnictwa. Na weekend zapowiada się sprawdzanie wypracowań.

Wczoraj byłam na chwilę u P. Chwila przeciągnęła się do ponad dwóch godzin i trzech drinków :-) i muszę przyznać, że było bardzo sympatycznie :-).

wtorek, 24 lutego 2009

Słonecznie

Wyjrzało słońce, śpiewają ptaki, jest cieplej, a ja jestem po pasowaniu i nie usłyszałam na jego temat złego słowa, wręcz przeciwnie :-). Tylko teraz właśnie poczułam jak opadł ze mnie stres ostatnich dni i naszło straszne zmęczenie. Ale dzisiaj mogę wreszcie zrelaksować się bez poczucia, że mam coś jeszcze do zrobienia. :-)

niedziela, 22 lutego 2009

Deszczowo

Nie chciało mi się w to wierzyć gdy wyjrzałam rano przez okno, ale to niestety prawda: PADA DESZCZ. Tak pięknie skrzący się do tej pory śnieg zamienił się w szarą breję. A jeszcze jak przed 24-tą wracaliśmy z imprezy to całkiem przyjemnie sypało, a Plac Grunwaldzki wyglądał niezwykle urokliwie. Cóż mogę powiedzieć - pogoda doskonale oddaje dzisiaj stan mojego ducha.

sobota, 21 lutego 2009

Co tu robić, aby nie robić tego, co powinnam?

Wysprzątałam łazienkę, kuchnię i przedpokój, zrobiłam dwa prania, pozmywałam naczynia i cały czas szukam czegoś jeszcze do zrobienia, niekoniecznie wśród tych rzeczy, które powinnam wykonać przede wszystkim. Czeka na mnie napisanie części pracy, co powinnam zrobić dziś, ale już teraz wiem, że mi się nie uda. No i przygotowanie dekoracji na wtorkowe pasowanie na czytelnika. Przysiądę do tego na pewno, tylko jak zwykle w ostatniej chwili, bo ja tak niestety mam odkąd pamiętam...

Chciałbym, żeby już było po wtorku i tym pasowaniu, no i oczywiście po wysłuchaniu wszystkich negatywnych uwag Góry, bo bez nich się nie obędzie. Jak to wczoraj stwierdziłyśmy na śledziku z dziewczynami: jakkolwiek nie będzie to i tak będzie beznadziejnie ;-), czyli tak jak zwykle :-).

A za trzy godziny kolejny śledzik :-).

piątek, 20 lutego 2009

Śledziowo

Za chwilkę wybywam na "zebranie kolektywu" jak to nazwała koleżanka, inicjatorka dzisiejszego wyjścia. Miałam co prawda nie wyłaniać się dzisiaj z domu, ale śledzik z dziewczynami? Dlaczego nie :-).

R. też wraca dzisiaj z delegacji i po drodze z dworca odbierze mnie z imprezy. Mijamy się ostatnio bardzo, ale na szczęście już niedługo to się zmieni. Na marzec planujemy jakiś wspólny wyjazd. Ja najchętniej wybyłabym w jakąś kompletną dzicz, z dala od cywilizacji, pracy i miejscowych problemów.

niedziela, 15 lutego 2009

Biało

A śnieg sypie i sypie. To prawda, ze mam przez niego przemoczone buty i skarpety, to prawda, że w obliczu takiej pogody nie można liczyć na komunikację miejską, ale prawda jest także taka, że pokryty śniegiem Szczecin wygląda niezwykle urokliwie. Tylko dlaczego nie było biało w Boże Narodzenie, czemu nie wtedy, gdy miałam ferie, tylko właśnie teraz, jak jestem tak zawalona pracą, że nawet nie odczuwam, że jest weekend? Marzę, żeby wyjść na spacer do Parku Kasprowicza na przykład i tak po prostu pozachwycać się pięknem przyrody, nie mając na głowie żadnych prac zleconych, żadnego pasowania na czytelnika i robienia dekoracji. Pocieszam się myślą, że jeszcze tylko póltora tygodnie i w końcu będę wolniejsza.

sobota, 14 lutego 2009

Walentynkowo

Nie dostałam dzisiaj kwiatka, serduszka, kartki czy misia (czerwonego, różowego, jak kto woli). Dzisiejszy dzień tak naprawdę nie różnił się dla mnie od innych niczym. Ale, paradoksalnie, to bardzo dobrze :-), bo ja dzień zakochanych mam codziennie :-).

czwartek, 12 lutego 2009

Zimowo nadal...

Śnieg pada i pada, miejscami zaspy po kolana. W pracy podziwiamy z okien pokoju nauczycielskiego kolejne wyczyny dzieciaków. Dzisiaj niezbędna była interwencja, bo kilkoro takowych wdrapało się na znajdującą się koło szkoły górkę (dość wysoką notabene) i zjeżdżali na łeb na szyję prawieże pod koła samochodów - ta górka tuż przy drodze się znajduje. Dziwne, że nie pomyślą głuptasy jak tragicznie może to się skończyć. Z innych wątpliwych uroków zimy jakich doświadczać muszę to oczywiście przemoczone skarpety, spóźniające się autobusy i rozmazny tusz do rzęs pod oczami ;-)

A teraz zabrać się muszę za napisanie jakiegoś tekstu promocyjnego o naszej szacownej placówce - tylko co tu napisać??

wtorek, 10 lutego 2009

Zimowo

Zupełnie niespodziewnie zrobiło się biało. Jeszcze wczoraj wyglądało tak, jakby na dobre zaczynała się wiosna, a dzisiaj... A ja wybrałam się rano do pracy w butach, które ani na deszcz, ani tym bardziej na śnieg kompletnie się nie nadają. Ale jakoś dotarłam do domu bez zmoczonych skarpet ;-), dzięki O., która zaproponowała mi podwiezienie.

A w pracy dobre wieści: Góry nie będzie przez jakiś tydzień, nie wiem tylko czy już od jutra, czy od czwartku, ale mniejsza z tym, ważne, że w ogóle. Z mniej pozytywnych wieści dla mnie, to to, że od jutra zostaję słomianą wdową na trzy dni.

No dobra, uciekam pozmywać po obiedzie (calkiem niezły mi dziś wyszedł ;-)), a potem pyszna herbatka i jakaś lektura. Miło...

niedziela, 8 lutego 2009

Zrelaksowana

Całe szczęście nic nie stanęło na przeszkodzie weekendowemu wyjazdowi do Mamy. Odpoczęłam, zregenerowałam siły, najadłam się pyszności, poczytałam na spokojnie, a wczoraj wieczorem spotkałam się z N. i SZ. Pierwszej nie widziałam rok, drugiej jakieś pół. Miło było usiąść przy całkiem niezłych drinkach, pośmiać się, powspominać i obgadać to, co w życiu każdej z nas dzieje się aktualnie. Oby więcej takich spotkań i takich wieczorów.

środa, 4 lutego 2009

Takie tam...

W pracy skontrum. Nos mnie swędzi od nadmiaru kurzu, kicham bez przerwy, a dłonie mam niemiłosiernie suche. Wracam do domu padnięta, nawet czytać mi się nie chce. A czeka na mnie przecież ostatnia część trylogii o Emmie Graham - "Hotel Belle Rouen" Marthy Grimes. Pierwszą część odkryłam jakoś przed wakacjami i... zaczarowała mnie. Wypożyczyłam potem drugą i z niecierpliwością czekałam na kolejną i tu paradoks - jak już ją mam, to kompletnie nie mam czasu i siły na czytanie. No, ale jak wszystko dobrze pójdzie to na weekend uda mi się pojechać do Mamy, a tam już na pewno znajdę i czas i ochotę :-).

Jutro rada, wszyscy przerażeni i każdy zastanawia się czy tym razem padnie rekord. Najdłuższa jak do tej pory trwała do ok 21.30, zobaczymy tym razem.

Idę pozmywać po obiedzie, obiado-kolacji właściwie a potem chyba "Barwy szczęścia" zarzucę, ot tak, żeby myślenie na chwilę wyłączyć. :-)

poniedziałek, 2 lutego 2009

Do ilu jeszcze razy sztuka?

Kolejne podejście do egzaminu na prawko i kolejna porażka. Niby to "dopiero" drugi raz, ale i tak jest mi beznadziejnie. Zaczynam się zastanawiać czy ja się do tego nadaję.

niedziela, 1 lutego 2009

Domysły

Od jakiegoś czasu notorycznie mdli mnie i kręci mi się w głowie. Gdyby nie to, że całkiem niedawno skończyły mi się "babskie dni", pomyślałabym, że coś tam się "wykluło". No dobra, nie będę ściemniać - jak już się pozastanawiałam i poczytałam, że krwawienie może występować nawet przez kilka początkowych miesięcy ciąży to... kupiłam dzisiaj test. A na nim jedna krecha jak nic. No cóż, nie tym razem...

Jeszcze mniej...

Przeczytałam ostatni mój wpis i dopiero uświadomiłam sobie, że to nie pół roku a tak naprawdę cztery i pół miesiąca. Pozytywnie. Miałam już kilka kryzysów w tej pracy, ale zawsze decydowałam się zostać tam gdzie jestem ze względu na ludzi, z którymi pracowałam. Teraz M. nie ma już od września, A. od poniedziałku na zwolnieniu, potem macierzyński i wychowawczy, P. też składa wypowiedzenie. Zostaje jeszcze sporo fantastycznych osób, ale to już nie to samo. Poza tym warunki mi się nie poprawią. Fakt, że czuję się wypalona, ale też prawda jest taka, że ja nie mam jak w tej pracy się realizować. W maju naprawdopodobniej więc pismo złożę, a potem zacznę szukać nowej pracy.

A w kinie byłyśmy na "Idealny facet dla mojej dziewczyny". Film twórców "Lejdis" i "Testosteronu" więc było zabawnie, no i o seksie i relacjach damsko - męskich (ale nie tylko) sporo. Generalnie film sympatyczny, ale bez większych rewelacji - moim skromnym zdaniem oczywiście ;-).

sobota, 31 stycznia 2009

Weekendowo

Telewizor sobie kupiliśmy, pół godziny w Media i na mojej wspaniałej komodzie od wczoraj dumnie prezentuje swoje walory 40-calowy sprzęt. I już okularów do oglądania zakładać nie muszę, i wszystko tak wyraźnie widać :-).

A dzisiaj razem z P. udałyśmy się do A. Wizyta niezwykle sympatyczna, spędzona na przyjemnych rozmowach i co najlepsze sprawiła, że jestem już bardzo blisko podjęcia Bardzo Ważnej Decyzji dotyczącej mojego życia zawodowego. Wpłynęło to niezwykle pozytywnie na mój nastrój, który w związku z poniedziałkowym powrotem do pracy nie był najciekawszy. Za to teraz mam już świadomość, że w razie czego to już "tylko" pół roku w takich a nie innych warunkach. Mam tylko nadzieję, że jeśli do tego dojdzie to nie będę miała większych problemów ze znalezieniem czegoś nowego. Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że raczej powinno być ok, ale nigdy nic nie wiadomo. No i chyba zarabiałabym mniej, ale w zamian dostałabym spokój psychiczny, którego w takich warunkach i przy takiej Górze bardzo mi obecnie brakuje.

A za chwilkę ponownie z A. i P. wybywamy na wieczorny seansik do kina. Wrażenia z filmu po powrocie.

piątek, 30 stycznia 2009

...

Taki jakiś niepokój wewnętrzny... Nie wiem skąd się wziął, ale mam nadzieję, że szybko minie.

Dzwoniła A., mamy zaproszenie na wieczór. Zapowiada się oglądanie szczypiornistów i jakieś procenty :-).

środa, 28 stycznia 2009

eLkowo

Umówiłam się na jutro na jazdę, na... 7.00 rano!!! Grzech wstawać w ferie o takiej porze, ale cóż.. Nie wiem jak pójdzie tym razem zwłaszcza, że pierwszy raz będę jeździć "Renatką" :-). Do tej pory była tylko Panda, ale najbliższy egzamin już na Renaualt więc przynajmniej chciałam poćwiczyć choć trochę. Egzaminu obawiam się bardzo. Niby wiem, że teraz to "normalne", że zdaje się za którymśtam podejściem, ale strasznie szkoda mi pieniędzy. No nic, zobaczymy jak będzie...

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Back to the real world.

U Rodzinki było rewelacyjnie, ale niestety... to, co dobre szybko się kończy. Jestem już w Szczecinie. Oczywiście pierwsze co zrobiłam po powrocie to ogarnięcie mieszkania, powierzchownie chwilowo. Nie ma to jak zostawić faceta samego :-). Po powrocie znajduje się kubki niemyte od kilku dni, okruchy chleba na stole, zlew zachlapany pastą do zębów. Ale trzeba Mu oddać sprawiedliwość - zrobił pranie :-). Zaraz wraca z pracy i wybieramy się na zakupy, szkoda nie skorzystać z wyprzedaży, których teraz mnóstwo.

Jutro kawka z S. a pojutrze rajd po lupikach :-). Dobrze, że jeszcze prawie tydzień ferii :-).

sobota, 24 stycznia 2009

Feriowo.

Ferie trwają w najlepsze, a ja tym samym przedłużyłam sobie pobyt u Mamy i Braci. Miałam do Szczecina wracać dziś, ale wrócę w poniedziałek. Dobrze mi tu, czuje się zupełnie oderwana od tego, co czeka na mnie w Szczecinie. Wysypiam się, czytam, spaceruję, a poza tym wszyscy tu nałogowo gramy w Milionerów w Internecie :-).

Wczoraj fantastyczny spacer uwieńczony ogniskiem - świetna sprawa. A, no i sprawdziłam testy szóstoklasisty. Jestem tylko ciekawa co z dwoma pozostałymi klasami skoro A. najprawdopodobniej nie wróci już do pracy a U. jakoś się do sprawdzania nie kwapiła. Zobaczymy.

A teraz wracam do książki - wspominane "Jak z obrazka" Jodi Picoult. Dziwne, bo to pierwsza książka tej autorki, w której nie ma opisu procesu sądowego.

środa, 21 stycznia 2009

wtorek, 20 stycznia 2009

Zaczytanie...

Czytam te "Czarownice z Salem Falls" i oderwać się nie mogę. Nie wiem jak sklasyfikować powieści Jodi Picoult. Kryminały? Raczej nie. Dramaty sądownicze? Może.. Zresztą nieważne. Ważne, że czyta się fantastycznie i nie chce się odrywać nawet po to, żeby zrobić sobie herbaty. A obok czeka już kolejna książka. Tym razem "Jak z obrazka" tejże autorki. Jak mi brakowało czasu na czytanie. Nobel dla tego, kto wymyślił ferie :-).

A poza tym dzień upłynął dość burzliwie. Najpierw wyłączyli nam prąd (oczywiście właśnie wtedy,gdy miałam wstawione pranie i byłam w trakcie pisania na komputerze), potem zadzwoniła S. z prośbą o spotkanie i pogadanie. Źle się dzieje w jej związku. Miejmy nadzieję, że to chwilowy kryzys.

Jutro do Mamy, nareszcie. Muszę w końcu pooddychać innym powietrzem niż szczecińskie.

A byłabym zapomniała. Historyczny moment dzisiaj mamy - Barack przysięgę składa. Jak za kilkanaście miesięcy Amerykanie będą oceniać tę prezydenturę?

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Najgorszy dzień?

Właśnie wyczytałam na blogu Marty Fox, że podobno dzisiaj jest najgorszy dzień w roku. Uwzględniając czynniki meteorologiczne, psychologiczne i ekonomiczne oraz korzystając z wzoru matematycznego pewien psycholog wyliczył najbardziej depresyjny dzień w roku. No i padło na poniedziałek w trzeciej dekadzie stycznia. Nie wiem jak to się ma do depresji w skali światowej, ale ja miewałam już gorsze dni, a Wy?

Pierwsza notka, again...

Dlaczego again? Ano dlatego że nie jest to pierwsza próba założenia bloga. Założenia jak założenia, bo założyć raz już się udało, gorzej z wytrwałością w pisaniu i... co tu ukrywać, z pomysłowością, bo jak na polonistkę z wykształcenia to ja w pisaniu bywam niezwykle mało kreatywna. Ale cóż, zawsze warto mieć nadzieję :-). A może tym razem się uda...

Ferie zapowiadają się wyjazdowo i pracowicie jednocześnie. Pojutrze jadę do Mamy na kilka dni. Przy okazji odwiedzę fryzjera, bo, co tu ukrywać, moje odrosty przybrały już rozmiary monstrualne, a poza tym koniecznie muszę poprawić sobie humor. Ferie feriami i choć dopiero się zaczęły ja już myślę o tym, co będzie po powrocie do pracy. Jedna koleżanka w ciąży, do szkoły już nie wróci i obawiam się, że większość zastępstw spadnie na mnie niestety, do tego kontynuacja skontrum i przygotowania do pasowania na czytelnika, gazetka, kronika. A podobno bibliotekarze mają taką przyjemną, łatwą i spokojną pracę. Nie wiem dokładnie jak to się ma w przypadku bibliotekarstwa publicznego, ale na pewno nijak wobec bibliotekarzy szkolnych, a już zwłaszcza tych z podstawówek.

Dobra, koniec narzekania. Właśnie wyjrzałam przez okno i wygląda na to, że Szczecin na chwilę odwiedziła wiosna.

No nic, idę się odstresować nad "Czarownicami z Salem Falls" Jodi Picoult. Nie jest to może lektura najwyższych lotów, ale bardzo przyjemnie i szybko się czyta. A potem chyba jeszcze próbne testy szóstoklasisty posprawdzam.