Nadzieja matką głupich, mawiają. Według moich wcześniejszych obliczeń dzisiaj powinnam już doprowadzać mieszkanko do porządku, a tu wciąż brud i smród i jeszcze połowa pokoju do pomalowania. Wychodzą przy okazji jakieś rzeczy, których się nie spodziewaliśmy, a z którymi trzeba powalczyć koniecznie. Teraz marzę o tym, żeby do środy, czyli wyjazdu R., było skończone malowanie i ustawione meble. Sprzątać będę sobie pomału i stopniowo. Ech, czy ja pisałam już, że nienawidzę remontów?
Żeby było mało problemów z remontem to dopadła mnie dolegliwość ciążowa, pierwsza tak męcząca - ból kręgosłupa. Co ciekawe, nie w ciągu dnia kiedy co chwilę coś jest do zrobienia, ale po dłuższym leżeniu, czyli przede wszystkim nad ranem. Dzisiaj myślałam, że z bólu aż sobie popłaczę, ale obyło się bez tego ;-). A Młody nic sobie z tego wszystkiego nie robi, tylko coraz mocniejsze kopniaki matce sadzi, a ja dochodzę do wniosku, że to niesamowicie cudowne uczucie :-).