Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

wtorek, 31 stycznia 2012

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Odkrycia.

Zeszłam ostatnio do piwnicy, co (uśmiejecie się) dla mnie jest wyczynem nie lada, bo moja arachnofobia mogłaby posłużyć za przypadek kliniczny :-). Niestety - pająków boję się panicznie, a ten lęk z wiekiem zamiast niwelować, powiększa się. Do piwnicy schodzi więc z reguły Mąż, ja i tak za bardzo nie mam po co, bo przy kupnie mieszkania była właścicielka, a potem nowi sąsiedzi ostrzegali - kradną. Nie trzymamy tam więc praktycznie nic, a to, co trzymamy to rzeczy byłej właścicielki.
Z krótkiej wizyty w piwnicy, pokazywanej nam przy okazji przekazywania mieszkania, zapamiętałam, że w rogu stoi duże, wiklinowe "coś". Wiklinę kocham miłością wielką i niezmienną i nigdy dość mi wiklinowych gadżetów, to "coś" chodziło mi więc po głowie od przeprowadzki. No i ostatnio zdecydowałam się - schodzę! A że pokój zalegało kilka pustych kartonów pozostałych po rozpakowaniu kolejnych rzeczy - schodzę tym bardziej.
Wiklinowe "coś" okazało się sporą (coś jak trzy średniej wielkości kosze na brudną bieliznę) skrzynią, w której z powodzeniem można by trzymać mateuszkowe zabawki, albo nawet pościel), obok stał jeszcze, wcześniej niezauważony, kosz wiklinowy, rozmiarów jednego kosza na bieliznę. Nie wiem, naprawdę nie wiem jak można takie cuda znieść do piwnicy i skazać na niszczenie przez kurz i wielkie pająki ;-).
Ten mniejszy przytargałam na górę od razu (nie macie pojęcia ile samozaparcia wymagało ode mnie wzięcie go do ręki ze świadomością, że jakiś pająk może w każdej chwili na tę rękę mi wyleźć - no, ale czego się nie robi dla wikliny :-)), ten większy musiał tam niestety chwilowo jeszcze zostać, bo na razie nie mam go gdzie postawić. Później, jak już wyniesiemy się ze spaniem z pokoju Mateuszka i zrobi się więcej miejsca, to trafi właśnie tam.
Teraz chodzi mi po głowie przemalowanie ich obu na biało, ale z tym muszę poczekać aż będzie cieplej i zrobić to na balkonie.
Poza wikliną "odkryłam" jeszcze pięć sporych czerwonych, plastikowych koszyczków. Nic wielkiego, ale przydały się już i do ogarnięcia mniejszych zabawek i do uporządkowania części rzeczy w łazience oraz środków czyszczących w szafce kuchennej pod zlewem. Je też z chęcią potraktowałabym na biało, bo ten czerwony to w sumie do niczego mi nie pasuje. Czekam więc na wyższą temperaturę, kupuję farbę w spreju i do dzieła :-).

Słowniczek

Pomału wkraczamy w okres, kiedy mowa naszego Malucha będzie (mam nadzieję) rozwijać się coraz szybciej. Z tej okazji postanowiłam odnotowywać kolejne słówka Mateuszka. W tym momencie mamy już na tapecie (tam, gdzie trzeba w nawiasach tłumaczenie ;-)):

mama
tata
baba (babcia, ale i każda inna kobieta)
gugu (wymawiane w sposób "stłumiony", oznacza wujka)

mniam mniam
prutu (to "r" naprawdę tam jest - piciu)
da (daje - nie roszczeniowo, ale w sensie "dałem", "Mati dał")
pa pa
nie

hau hau (wiadomo: pies, ale i każde inne zwierzątko a także postacie z kreskówek ;-))
koko (oko)
uko (ucho)
taptie (kapcie)
didia (dzidzia, dziecko)
brum (auto, pralka)

Czekamy na więcej :-).

środa, 18 stycznia 2012

Czwarty.


Odkryłam dzisiaj kolejnego zęba. Tym razem na dole - prawa jedynka.
A oto mój mały, znudzony, czterozębny Smyk :-).

wtorek, 17 stycznia 2012

...

Dzisiaj na świat przyszła córeczka mojej koleżanki. M. jakiś czas temu powiedziano, że nie dane jest jej naturalne macierzyństwo. A Malutka to już jej drugie, jak najbardziej "naturalne" dziecię. Jak to nigdy nie należy tracić nadziei i wiary w spełnienie marzeń.

środa, 11 stycznia 2012

Mały czytelnik :-)

Osiołkowi w żłoby dano - co poczytasz mi dzisiaj mamo? ;-)

Nowe miejsce.

Kusił mnie Blogger i kusił, aż w końcu skusił. Jeszcze nie do końca jest tu tak, jak chciałabym, żeby było, ale myślę, że to już tylko kwestia czasu. Najgorsze w końcu za mną (to kopiowanie postów, ble). Teraz chciałabym przede wszystkim usunąć to zaciemnienie z kopiowanych postów, ale kompletnie nie wiem jak to zrobić. Jakieś sugestie? ;-)

sobota, 7 stycznia 2012

No i mamy...

... nowy rok, w którym serdecznie Was witam. Mam nadzieję, że Sylwester każdej z Was był udany, a w każdym razie zadowalający. :-) My drugi rok z rzędu spędziliśmy go bardzo kameralnie, w sensie we dwoje przed telewizorem, ale za to z naszym małym-wielkim Cudem śpiącym za ścianą więc tak naprawdę lepszego Sylwestra wymarzyć sobie nie mogę :-).

A co nowy rok do tej pory nam przynosi? Na gruncie mateuszkowym przede wszystkim porządne samodzielne kroki. Mogę to już napisać, bo nie ulega wątpliwości - Mati chodzi a czasami wręcz biega. Oczywiście upadki się zdarzają, ale tych się chyba nie uniknie. Poza tym ruszyło się znowu w kwestii zębowej - do górnej lewej jedynki dołączyły jedynka druga i również górna lewa dwójka. Śmiesznie mu te zęby idą, tak od góry, na dole nie widać jeszcze kompletnie nic.

A w innych kwestiach bez zmian w zasadzie. Pomału odkopujemy kolejne kartony i już w zasadzie mieszkanie wygląda całkiem nieźle. Ja wpadłam w wir upiększania, dekorowania, szukania inspiracji. Z namaszczeniem oglądam i czytam wnętrzarskie blogi (linki z boku), których autorki zaskakują mnie nieustannie swoimi pomysłami i sprawiają, że sama mam ochotę na hand-made, tylko, że niestety manualnie jestem kompletnym beztalenciem, jedyne czego się w tej materii do tej pory podjęłam to kartki świąteczne, a i one powalające nie były. Ale przyznaję - decoupage kusi mnie już długo i niezmiennie i mimo wszystko chyba się za niego zabiorę, a przynajmniej spróbuję. Już nawet oglądałam w Empiku potrzebne akcesoria, teraz pozostaje kwestia odpowiedniego ich wyboru i zakupu. Może po weekendzie... Mam jeszcze sporo czasu na realizację różnych pomysłów, do pracy wracam dopiero we wrześniu więc do tej pory hulaj dusza :-).

Na koniec muszę, po prostu muszę ponarzekać sobie na pogodę. I to wcale nie chodzi o to, że jest zima a śniegu i mrozu uświadczyć nie sposób, bo do nich akurat po dwóch poprzednich zimach, zwłaszcza tej ostatniej, kiedy musiałam z wózkiem przedzierać się przez hałdy śniegu i nieodśnieżone podjazdy, wcale nie tęsknię. Chodzi o to, że od dobrych kilku tygodni deszcz pada w zasadzie nieustannie, nie mam mowy o długich spacerach, do których oboje z Matim się przyzwyczailiśmy. Teraz wygląda to tak, że "polujemy" na chwile bez deszczu i wymykamy się z domu chociaż na trochę a i tak zmoknąć nam się zdarzy.Muszę poszukać jakichś fajnych szczecińskich miejsc, w których można ciekawie spędzić czas z maluchem i poznać inne dzieci. No, bo ile można siedzieć w domu szczególnie z dzieckiem, które spokojnie nie usiedzi i nieustannie musi coś robić. Mateuszek może mieć kilo kupy w pieluszce i mu to nie przeszkadza (jeszcze ucieka przed przewijaniem), ale niech tylko zacznie mu się nudzić to bieda, oj bieda.

I tym "optymistycznym" akcentem kończę ten przydługawy wpis ;-).