Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

sobota, 7 stycznia 2012

No i mamy...

... nowy rok, w którym serdecznie Was witam. Mam nadzieję, że Sylwester każdej z Was był udany, a w każdym razie zadowalający. :-) My drugi rok z rzędu spędziliśmy go bardzo kameralnie, w sensie we dwoje przed telewizorem, ale za to z naszym małym-wielkim Cudem śpiącym za ścianą więc tak naprawdę lepszego Sylwestra wymarzyć sobie nie mogę :-).

A co nowy rok do tej pory nam przynosi? Na gruncie mateuszkowym przede wszystkim porządne samodzielne kroki. Mogę to już napisać, bo nie ulega wątpliwości - Mati chodzi a czasami wręcz biega. Oczywiście upadki się zdarzają, ale tych się chyba nie uniknie. Poza tym ruszyło się znowu w kwestii zębowej - do górnej lewej jedynki dołączyły jedynka druga i również górna lewa dwójka. Śmiesznie mu te zęby idą, tak od góry, na dole nie widać jeszcze kompletnie nic.

A w innych kwestiach bez zmian w zasadzie. Pomału odkopujemy kolejne kartony i już w zasadzie mieszkanie wygląda całkiem nieźle. Ja wpadłam w wir upiększania, dekorowania, szukania inspiracji. Z namaszczeniem oglądam i czytam wnętrzarskie blogi (linki z boku), których autorki zaskakują mnie nieustannie swoimi pomysłami i sprawiają, że sama mam ochotę na hand-made, tylko, że niestety manualnie jestem kompletnym beztalenciem, jedyne czego się w tej materii do tej pory podjęłam to kartki świąteczne, a i one powalające nie były. Ale przyznaję - decoupage kusi mnie już długo i niezmiennie i mimo wszystko chyba się za niego zabiorę, a przynajmniej spróbuję. Już nawet oglądałam w Empiku potrzebne akcesoria, teraz pozostaje kwestia odpowiedniego ich wyboru i zakupu. Może po weekendzie... Mam jeszcze sporo czasu na realizację różnych pomysłów, do pracy wracam dopiero we wrześniu więc do tej pory hulaj dusza :-).

Na koniec muszę, po prostu muszę ponarzekać sobie na pogodę. I to wcale nie chodzi o to, że jest zima a śniegu i mrozu uświadczyć nie sposób, bo do nich akurat po dwóch poprzednich zimach, zwłaszcza tej ostatniej, kiedy musiałam z wózkiem przedzierać się przez hałdy śniegu i nieodśnieżone podjazdy, wcale nie tęsknię. Chodzi o to, że od dobrych kilku tygodni deszcz pada w zasadzie nieustannie, nie mam mowy o długich spacerach, do których oboje z Matim się przyzwyczailiśmy. Teraz wygląda to tak, że "polujemy" na chwile bez deszczu i wymykamy się z domu chociaż na trochę a i tak zmoknąć nam się zdarzy.Muszę poszukać jakichś fajnych szczecińskich miejsc, w których można ciekawie spędzić czas z maluchem i poznać inne dzieci. No, bo ile można siedzieć w domu szczególnie z dzieckiem, które spokojnie nie usiedzi i nieustannie musi coś robić. Mateuszek może mieć kilo kupy w pieluszce i mu to nie przeszkadza (jeszcze ucieka przed przewijaniem), ale niech tylko zacznie mu się nudzić to bieda, oj bieda.

I tym "optymistycznym" akcentem kończę ten przydługawy wpis ;-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz