Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

sobota, 26 listopada 2011

Nowości.

Trzeba coś by tu skrobnąć wreszcie. Mamy prawie grudzień a u mnie listopad bez żadnego wpisu do tej pory. No, ale przyznać muszę, że czasu na pisanie nie miałam ostatnio w ogóle. Mieszkamy już w naszym nowym mieszkanku, pomału się ogarniamy i wreszcie zaczyna tu jakoś wyglądać. Ale to ogarnianie pochłaniało ostatnimi dniami cały mój wolny czas. Poremontowe sprzątanie to jakiś koszmar był. Wszędzie pełno pyłu, który cały czas zmywałam a on za nic wynieść się nie chciał. Nie kłamiąc podłogi potrafiłam zmywać kilkanaście razy dziennie, a pięć minut po każdym takim zmyciu nie widać było wcale tego sprzątania. Dłonie wyschły mi niemal na wiór, bo ja sprzątać w rękawiczkach absolutnie nie potrafię. Na szczęście najgorsze za nami. Do zrobienia jest jeszcze sporo, ale to już na stopniowo i jak zgromadzimy znów trochę gotówki, bo tę, którą mieliśmy niemal w całości pochłonęły sprawy remontowe. Na pewno chcemy zrobić dwie zabudowy w przedpokoju, bo aktualnie nie bardzo mamy gdzie trzymać te wszystkie nasze rzeczy i w dużej części leżą one nadal w kartonach. W kawalerce mieliśmy bardzo pojemną zabudowę, garderobę w zasadzie i tam trzymaliśmy w zasadzie wszystko. Tutaj bardzo mi tego brakuje. Swoją drogą jak to możliwe, ze człowiek jest w stanie zgromadzić tyle gratów na tak małej przestrzeni? Podczas pakowania nie było widać jego końca a tutaj cały czas zwozimy nowe kartony i cały czas zadaję sobie pytanie ile tego jeszcze mamy. Masakra jakaś. Ponadto na pewno musimy też kupić nowe meble do kuchni. Te, które mamy teraz są po poprzednich lokatorach. Nie powiem - są ustawne i bardzo pakowne, ale wizualnie pozostawiają wiele do życzenia. No, ale to za jakiś czas. Pewnie w przyszłym roku szkolnym jak już wrócę do pracy i będzie trochę więcej kasy. No, ale żeby nie było, że tylko narzekam. Tak naprawdę mieszkanko bardzo mi się podoba, remont się udał, no i ta przestrzeń... Wreszcie Mati ma gdzie szaleć, a my nie musimy już tak bardzo uważać z każdym dźwiękiem kiedy mały śpi. Generalnie jest dobrze.

A skoro już przy moim Synku jestem to wierzyć mi się nie chce, że w najbliższy piątek stuknie mu roczek. Przecież dopiero co chodziłam z wielkim brzuchem, a Młody cudnie okładał mnie od środka, dopiero co leżałam na porodówce a potem uczyliśmy się wspólnego życia, a tu już mija nam rok. U Mateuszka ostatnie dni również przyniosły sporo nowego. Przede wszystkim mamy za sobą już pierwsze kroki. Nie mogę jeszcze powiedzieć, że Synuś chodzi, bo to takie bardzo mało stabilne chodzenie jest i troszkę bokiem, niemniej posuwa się do przodu na własnych nóżkach pokonując coraz dłuższe dystanse. Oprócz tego codziennie zaskakuje mnie tym, jak dużo rozumie. Przykład chociażby z dzisiaj. Siedzę sobie na kanapie a Mati na podłodze wsuwa biszkopta. W pewnym momencie połowa ciastka ląduje na dywanie a mały idzie w zupełnie inną stronę. No to ja tak w zasadzie bardziej sobie pod nosem niż do niego mówię "Synuś, podnieś to ciacho i daj mamie" i co robi moje dziecko? Ano podnosi i daje. Takich podobnych sytuacji jest ostatnio coraz więcej. Pojawiły się też nowe słowa. Wśród nich oko i koń. Piesek to dalej "ałała", co ciekawe "ałała" to także kot, ptak i żyrafa w telewizji ;-).

No dobrze, kończę na razie tę pisaninę, teraz z pewnością będę już bywać tu częściej. Zmykam do męża na kanapę. Tam mam zamiar spędzić dzisiejszy wieczór z winkiem w jednej a książką w drugiej ręce :-).