Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Nie ma to jak..

...jeść chipsy na zmianę z żelkami. I znowu nic nie wyszło z postanowienia, że teraz to już tylko warzywa i owoce. Brak mi silnej woli, oj brak. Żarłok ze mnie straszliwy i to nie tylko jeśli chodzi o jedzenie ;-).

Jodi Picoult pochłonięta. Teraz zabieram się za "Wybrane zagadnienia z fizyki katastrof" Marishy Pessl. Kolejna smakowicie wyglądająca pozycja.

W pracy jakoś tak dziwnie, wyczuwa się napięcie w powietrzu i nie do końca wiadomo z czego ono wynika. Na szczęście tym razem tydzień jest tylko czterodniowy. A w weekend najprawdopodobniej spędzimy w Świnoujściu. Już się doczekać nie mogę.

czwartek, 23 kwietnia 2009

To dziwne..

...jak niektóre osoby potrafią czasami zaskoczyć. Tym razem negatywnie niestety. Chyba znowu wykazałam się naiwnością i zaufałam komuś, komu nie powinnam, ech...

Na pocieszenie kolejna, najnowsza Jodi Picoult. "Dziewiętnaście minut". Pochłaniam...

No i w planach jeszcze romantyczny wieczór. Trzeba nacieszyć się sobą przed kolejnym wyjazdem. Od jutra znowu słamianowdowieństwo.

wtorek, 21 kwietnia 2009

Coraz optymistyczniej...

Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że od września będziemy mieć nową Górę. Ona sama już się z tym nie kryje i głośno o tym mówi. Oczywiście w kontekście: "Zmieni się wam dyrektor to dopiero wtedy zobaczycie", no bo ona przecież najwspanialsza pod słońcem jest. :-)

Za oknami wiosna w pełni, niemal codziennie urządzamy sobie z R. dłuższe lub krótsze spacerki. A dzisiaj zakupiłam kilkadziesiąt żonkili i tak cieszą moje oko stojąc w nowym wazonie.

No nic... pędzę obiad jakiś wykombinować.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Poświątecznie.

No i skończyło się co dobre. Jutro do pracy niestety. Wiem, że marudzę i że w porównaniu do większości osób i tak mam dobrze, bo dzisiaj jeszcze cieszę się wolnym, ale powrót do pracy po świętach czy wakacjach zawsze wywołuje u mnie taką minideprechę ;-), trwającą w zasadzie do momentu przekroczenia progu szkółki mojej kochanej. :-) No, ale podobno nie tylko ja tak mam ;-)

Dzisiaj zawitali do Szczecina moi Bracia, bo grosza im trochę wpadło na ubraniowe zakupy . Kolejny raz miałam okazję się przekonać, że część facetów kupując ciuchy zachowuje się jak stereotypowa kobieta. Na szczęście w końcu kupili obaj co chcieli i pojechali całkiem zadowoleni.

A my z R. za jakąś godzinkę wybywamy na kolejne zakupy, bo czajnik nam zastrajkował i od jakiegoś tygodnia wodę na herbatę gotuję w garnku a wcześniej nie było kiedy na tego typu zakupy się udać.

Ech... dobrze, że pogoda wciąż dopisuje...

piątek, 10 kwietnia 2009

Chwilę później...

Hmmm, efekt jest całkowicie zadowalający :-).

Kuchennie...

Od samego rana walczymy z Mamcią w kuchni i w rezultacie większość świątecznych pyszności jest już gotowa. A teraz siedzę ze "skandynawskim blondem" w postaci farby na głowie i czekam na rezultat... W razie czego jutro zakup kolejnej farby :-).

środa, 8 kwietnia 2009

Wolne..

6 dni wolnego, jak ja tego potrzebowałam. Jutro wyjazd do Mamy a w piątek spotkanie z A. i P. powspominamy studenckie czasy. :-). W pracy dość dobre wieści, jeśli dalej tak pójdzie, to może "zrezygnuję z rezygnacji" :-).