Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

poniedziałek, 27 lutego 2012

Mały wielki sukces

Mamy za sobą pierwszy nocnikowy sukces. Wczoraj posadziliśmy na próbę Matiego na jego "tronie". Próby były w zasadzie dwie. Żadna nie trwała dłużej niż trzy minuty i kończyła się jęczeniem, a nocnik jak suchy był, tak suchy pozostawał. A dziś rano niespodzianka: dziecko obudziło się, sięgnęło po nocnik po czym wypełniło go płynną zawartością :-). Dodam, że pielucha po nocy była sucha.
Zdaję sobie sprawę doskonale, że to był czysty przypadek, niemniej przypadek cieszący bardzo. Idąc za ciosem postanowiliśmy zacząć na dobre naukę nocnikowania. W ciągu dnia Mateuszek sadzany był jeszcze kilkakrotnie przy czym dwa razy jeszcze siku było do nocnika. Pozostałe sikania i tzw. "grubsze sprawy" ;-) lądowały już w pieluszce.

sobota, 25 lutego 2012

Książeczki.

Z utęsknieniem czekam na chwile, gdy będę mogła usiąść lub położyć się z moim dzieckiem, wziąć książkę (Brzechwę lub Tuwima na przykład albo Astrid Lindgren, czy też coś innego, lubianego przez Mateuszka) i po prostu mu czytać, a on będzie prosił "mamo jeszcze" i będziemy zapamiętywać teksty wierszyków i przeżywać przygody bohaterów, ja po raz kolejny, Mati po raz pierwszy a potem kolejny także.
Nie mogę powiedzieć, że moje dziecko nie lubi książeczek. I całe szczęście. Ma ich swoją małą kolekcję, która sukcesywnie się powiększa a w tej kolekcji swoje ulubione pozycje. Niemniej "czytanie" nasze polega narazie po prostu na oglądaniu obrazków i opowiadaniu o tym kto lub co na tym obrazku jest. Kiedy próbuję czytać teksty pod obrazkami Mateuszek wykazuje zniecierpliwienie i zniechęcenie i albo zaczyna zajmować się czymś innym, albo zmienia książeczkę, przynosi mi nową i mówi "mama czytaj" (tak przynajmniej tłumaczę sobie to "yyy" towarzyszące wyciągniętej rączce z książką ;-)). No i czytamy, w sensie oglądamy nowe obrazki :-).
Ja wiem, że na wszystko przyjdzie czas i naprawdę nie narzekam, przeciwnie, cieszę się, że Mateuszek od książek nie ucieka. Niemniej do tego "poważniejszego" czytania tęsknię i już :-).

A tak abstrahując od czytania to edukujemy się aktualnie w kwestii owocowo - warzywnej. Mały dostał od mojej mamy zestawy plastikowych warzyw i owoców, no i tak uczymy się co jak się nazywa. W tym momencie Mati potrafi wskazać i nazwać banana ("bdabda") i pokazać marchewkę i truskawkę. Teraz chyba kolej na pomidora :-).

wtorek, 21 lutego 2012

Co z tą pogodą?

Wczorajszy dzień po względem pogodowym to była prawdziwa rewelacja. Piękne słońce, ciepło, sucho (gdzieniegdzie tylko resztki śniegu), delikatny wiaterek. Mati wyszalał się na dworze - odprowadzaliśmy moją koleżankę (tzw. "babę") i jej 6 - letnią córeczkę (tzw. "zizię) do domu i zahaczyliśmy po drodze o plac zabaw. Byliśmy bez wózka więc mój dzielny synek przeszedł naprawdę niezły kawał drogi na swoich krótkich nóżkach. Dotleniliśmy się za wszystkie czasy a w rezultacie (również w związku z tym, że przepadła nam popołudniowa drzemka) dziecko padło o godzinie 17.50 (widziałam, co się święci więc kąpiel i kolacja odbyły się tuż po 17-ej) i wstało dziś o 6.30 a i tak chyba tego snu było mu za mało, bo teraz również śpi, już drugą godzinę.
No, ale dzisiaj ze spaceru, bezwózkowego przynajmniej, nici. No właśnie, co z tą pogodą? Wczoraj w zasadzie czuć już było w powietrzu wiosnę. A dzisiaj! W nocy znów nasypało śniegu a że teraz temperatura jest gdzieś 5 stopni na plusie to wszystko topnieje i zamienia się we wstrętną, szarą breję. Mokro, zimno i wieje. Gdzie jest ta wiosna ja się pytam?

czwartek, 9 lutego 2012

Co to?

Wkroczyliśmy w nowy etap. Etap, który nazywa się "co to?", a w zasadzie "cio to?" bądź też "tio to?" ;-).
Niesamowicie mnie to moje dziecko zaskakuje, z każdym dniem coraz bardziej.

piątek, 3 lutego 2012

Pierwszy śnieg tej zimy.

Pierwszy w Szczecinie oczywiście. No, prawie pierwszy bo to, co spadło kilka tygodni temu stopniało po paru godzinach.
Niedawno pisałam, że za śniegiem po dwóch poprzednich zimach nie tęsknię i zdanie swoje w tej kwestii podtrzymuję, niemniej dzisiaj spacerowało nam się świetnie. Szczecin jest aktualnie jednym z najcieplejszych miast. Dzisiaj w okolicach godziny 14-ej, kiedy to odbywał się nasz spacer było coś koło -5st. , piękne słońce, zero wiatru, rześkie powietrze. Aż nie chciało się wracać do domu. Oby więcej takich dni i takich spacerów. Cudnie było.
Jedna rzecz mnie tylko w tym wszystkim zdenerwowała. W pewnym momencie musieliśmy pokonać dość strome schody. Niestety chcąc skorzystać z niektórych podjazdów musiałabym chodzić z własną łopatą. Schody owszem odśnieżone były, ale cały śnieg z nich trafił oczywiście na podjazd. Ja sobie spokojnie poradziłam, sprowadziłam po prostu wózek tak, jak to robię na klatce schodowej, podejrzewam jednak, że osoba na wózku inwalidzkim miałaby już z tym spory problem. Dla porównania kilkanaście metrów dalej i schody odśnieżone były i podjazd też. Czyli można? Można!

środa, 1 lutego 2012