Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

piątek, 26 sierpnia 2011

Chwila wytchnienia...

Uff, mieszkanie z grubsza ogarnięte, obiad jest z wczoraj, pranie zrobione i rozwieszone, Dziecię nakarmione i śpi, a ja mam chwilkę na pyszną kawkę i lenistwo przed komputerem.

W związku z tym, że dzisiaj upał i smażenie na dworze nie wchodzi dla nas, a zwłaszcza dla Matiego, w grę, zaliczyliśmy tylko poranny spacerek. Po porannym ogarnięciu się i śniadanku wybraliśmy się do Parku Kasprowicza. Godzina była coś koło ósmej, cisza i spokój, od czasu do czasu ktoś tylko przebiegł, przeszedł z kijkami albo przejechał na rowerze. Wózek spotkaliśmy zaledwie jeden, no, ale faktycznie wcześnie było.

Ostatnio staram się pogodzić jak najdłuższe przebywanie Małego na dworze z przynajmniej jedną drzemką w domu (do tej pory Mateusz najchętniej sypiał na spacerkach). Na tej domowej drzemce zależy mi dlatego, gdyż tylko jak Synuś śpi mogę coś konkretnego w domu zrobić. Mamy teraz etap już nie tylko wściekłego raczkowania, ale i wstawania przy wszystkim, co tylko jest w zasięgu małych rączek: czy to szuflada z dużym uchwytem, czy własne łóżeczko, narożnik, większa zabawka, czy nogi mamy. Naprawdę trzeba mieć oczy dokoła głowy, żeby uniknąć niechcianych wypadków, choć i bez tych się nie obywa. Nasze dni wyglądają więc ostatnio tak, że wychodzimy z domu jakąś godzinę, półtorej po śniadaniu, zaliczamy spacerek w czasie którego Mati po jakimś czasie zasypia zaliczając drzemkę nr 1, w drodze powrotnej szybkie zakupy. Po przyjściu do domu jedzonko i zaraz po nim kolejny spacer, tym razem "świadomy" ;-), po spacerku znów jedzonko i domowa drzemka. A gdy Dziecko śpi ja zabieram się za zmywanie, sprzątanie, obiad itp. Potem już wspólna zabawa i czekanie na powrót Taty z pracy.

No dobra koniec tego lenistwa, wygląda na to, że domowa drzemka pomału się kończy :-). Miłego dnia dla Was.

środa, 24 sierpnia 2011

Wyjazd, brawo, dwie umowy i prośba.

Jesteśmy, wróciliśmy cali i zdrowi, choć oczywiście nie obyło się bez przygód i wizyt u lekarza, na szczęście z niczym poważnym. Podczas pobytu w Olsztynie postanowiliśmy oswoić Matiego z wodą nieco większą niż ta w naszej wannie i zabraliśmy go do Aquaparku, początkowo przerażony potem oswoił się i całkiem nieźle bawił. Po dwóch dniach od tej wizyty dziecko nam maksymalnie wysypało, krosteczki miał w zasadzie wszędzie. Pani doktor, do której się udaliśmy (już w Toruniu) stwierdziła, że to uczulenie, ale nie wiadomo na co. Naszym zdaniem, albo na chlor z basenu albo na olsztyńską wodę, która do najlepszych nie należała i w zasadzie każdy z obecnych miał tam jakieś skórne problemy. Generalnie jednak pobyt i w Olsztynie i w Toruniu uznajemy za udany. Jedną z głównych tego zasług było niewątpliwie nieocenione towarzystwo. Z państwem P. bowiem nudno być nie może :-).

Co poza tym. Nasze dziecko nauczyło się robić "brawo" i robi to "brawo" baaardzooo często, czasami nawet przez sen, co wywołuje u nas pokłady śmiechu.

Ponadto pozbyliśmy się wreszcie naszej kawalerki. W piątek podpisaliśmy umowę przyrzeczoną i tym samym zostaliśmy bez mieszkania. Mieszkamy w nim jeszcze do 20 września. W poniedziałek natomiast zaliczyliśmy kolejnego notariusza i kolejną umowę, tym razem przedwstępną na zakup mieszkania przez nas. Mieszkanko jest co prawda do remontu, ale rozkład ma świetny, no i jak dla nas duże jest - 3 pokoje, 63 m2. Bardzo się cieszę i w myślach już je urządzam :-). Po niedzieli dostajemy klucze i zaczniemy działać z remontem.

A na koniec prośbę jeszcze mam: czy ktoś mógłby wytłumaczyć mi "jak krowie na rowie" sposób zamieszczania zdjęć na bloxie? Nijak rozgryźć tego nie mogę (laik ze mnie w tych sprawach kompletny), a tym i owym chciałabym się pochwalić :-).

sobota, 6 sierpnia 2011

Pa pa...

Nabywania nowych umiejętności ciąg dalszy. Przedwczoraj Mati nauczył się machać łapką na pożegnanie :-).

A jutro wybywamy na prawie dwa tygodnie. Podobnie jak w zeszłym roku - do Torunia i Olsztyna. Tylko tym razem Dzieć już po tej stronie :-).

piątek, 5 sierpnia 2011

Scenki z przychodni.

Idziemy na kontrolną morfologię. Laboratorium czynne od 7.30, my na miejscu jesteśmy o 7.15, żeby zająć sobie kolejkę i w miarę szybko załatwić sprawę (dziecko głodne, bo na czczo). Przed przychodnią ustawił się już tłumek ludzi. Zajmujemy kolejkę za pewną miłą starszą panią i czekamy. Po otwarciu wchodzimy na górę i w tej samej kolejności ustawiamy się przed drzwiami laboratorium. W tym momencie odzywa się starsza pani, za którą stoimy:

Starsza Pani: Proszę państwa, tu jest pani z małym dzieckiem, może przepuścimy ją na początek kolejki?

Emeryt 1: Ja nikogo nie przepuszczam, chcę wejść w tej kolejności, w jakiej przyszedłem.

Emeryt 2: No właśnie, a jak przyjdą jeszcze cztery panie z małymi dziećmi.

Ja: Dziękuję pani bardzo za dobre chęci, ale poczekamy sobie na swoją kolej.

Dosłownie 10 sekund później z gabinetu wychodzi pielęgniarka.

Pielęgniarka: Pani z dzieckiem na pobranie krwi? To zapraszam do gabinetu.

Tym sposobem i tak wchodzimy pierwsi.

Tak nie pracuję. Tak siedzę z dzieckiem w domu. Tak mam czas (o ile przy małym dziecku można w ogóle mówić o tym, że ma się czas) i ja naprawdę mogę poczekać na swoją kolej, chociaż szkoda mi jak cholera Mateusza, który jest niewyspany i nienajedzony, tylko kurczę dlaczego nic przeciwko przepuszczeniu mnie na początek nie mają osoby, które spieszą się do pracy, ale emeryci, którzy mają tego czasu tyle co ja (choć podejrzewam, że dużo więcej).

wtorek, 2 sierpnia 2011

8 miesięcy

Tyle kończy dzisiaj Mateuszek. Do tej pory nie robiłam na blogu podsumowań dotyczących umiejętności Synka nabytych w danym miesiącu, ale ten mijający był w nie tak obfity, że choć trochę na ten temat wspomnieć muszę.

Po pierwsze: raczkowanie. Mati śmiga już niezwykle szybko, zwłaszcza gdy jesteśmy u mojej Mamy i widzi psa ;-), ten z kolei ucieka z reguły przed moim Dzieckiem gdzie pieprz rośnie ;-). Oczy dokoła głowy to już mój standard. Nie ma opcji, że zostawiam na chwilę Dziecko i zajmuję się np. robieniem obiadu. Wszystkie prace domowe wykonuję jak mały śpi, bo to kwestia sekund, kiedy Synek podchodzi sobie tam, gdzie niekoniecznie powinien.

Po drugie: zdolność siedzenia. Nareszcie, bo marnie z tym było. W każdym razie Mati siedzi. Nie "składa się" nam już do przodu i nie opada bezwładnie do tyłu. Siedzi z reguły bardzo śmiesznie - z jedną nóżką podkuloną pod pupę, z drugą wyprostowaną jak do szpagatu.

Po trzecie: wczoraj moje Dziecko stanęło. Samo. W łóżeczku chwycił się za szczebelki i po prostu stanął.

Po czwarte: wypracował sobie wreszcie stałe pory dziennych drzemek. Do tej pory różnie z nimi było. Drzemki są dwie. Pierwsza mniej więcej 2-3 po porannej pobudce. Druga 2-3 godziny po pobudce z drzemki poprzedniej. Trwają najczęściej od godziny do dwóch.

Po piąte: to cudowne "mama".

I jeszcze na koniec po raz kolejny wspomnieć muszę, że nie wiem gdzie ucieka nam czas. Jeszcze tak niedawno chodziłam z wielkim brzuchem, a tu już takie rzeczy się dzieją :-).