Ruszyło się wreszcie w kwestii naszego wspólnego z Mateuszkiem czytania. Synuś zaczął w końcu słuchać czytanego tekstu a nie tylko oglądać obrazki. Zaczęło się od "Pawła i Gawła", potem przyszedł czas na "Koziołeczka" Brzechwy. Niestety sytuacja dotyczy jedynie nowych pozycji, jeśli próbuję czytać książeczki znane już Mateuszkowi z oglądania i opisywania obrazków, Mały podnosi bunt.
Totalnie zaskoczył mnie za to ostatnio tym, że próbuje opowiadać o treści książeczki i odpowiadać na pytania dotyczące, szumnie zwanej, akcji utworu. Wszystko oczywiście rzeczownikami w mianowniku bądź wyrazami dźwiękonaśladowczymi.
Przykłady?
Ja: Co robi Bestia?
Mati: Nu nu. (Faktycznie Bestia trzyma wyciągnięty palec wskazujący).
Ja: Co panowie w banku powiedzieli tacie Pięknej?
Mati: Nie! (W sensie: nie dostaniesz pieniążków) :-)
Ja: Jak skrzat zwołał tatę Pięknej?
Mati: Hej, hej!
Ja: Co tata pięknej zrobił?
Mati: Mniam, mniam. (Zjadł kolację)
Ja: A potem?
Mati: Aaa. (Poszedł spać).
Itd.
A wracając jeszcze do wspomnianych wyżej "Pawła i Gawła" to wymiękłam jak zobaczyłam na ilustracjach do tego wierszyka na przykład domofon, magnetofon czy telefon bezprzewodowy. Ja wiem, że to utwór dla dzieci, no ale... Fredro się chyba w grobie przewraca :-).
Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)
piątek, 22 czerwca 2012
niedziela, 17 czerwca 2012
Niedzielna kawa...
... najlepiej smakuje tuż po piątej rano. Pisałam wczoraj, że Dziecię wczesnym rankiem wstanie? Pisałam :-).
sobota, 16 czerwca 2012
Cisza i spokój...
... szum laptopa, z telewizora dochodzą odgłosy meczu (nawet ja uległam i oglądam, no, okiem rzucam powiedzmy :-)), czereśnie, lampka wina, lody waniliowe. Nawet świeczki sobie zapaliłam :-). O szyby uderzają krople deszczu. Mąż w strefie kibica, dziecię wymęczone wrażeniami mijającego dnia i brakiem okołopołudniowej dawki snu padło o 17.30 i pośpi pewnie do rana, bardzo wczesnego, ale jednak. Krótko mówiąc: siedzę i się relaksuję. A potrzebny taki wieczór był mi bardzo. Miałam ostatnio trochę zleceń do napisania, pilnych na tyle, by poświęcać im każdą chwilę, w której dziecko moje padało w objęcia Morfeusza. Półtora tygodnia siedzenia przed komputerem i stukania w klawiaturę. Taka sytuacja spowodowała oczywiście niezły bałagan w mieszkaniu, który na szczęście udało mi się już okiełznać. Do tego doszło bardzo niefajne ząbkowanie - gorączka połączona z awersją do jedzenia (znowu!), ciągłym jojczeniem, płaczem o byle co i wiszeniem na mojej nodze w każdej praktycznie chwili. No, ale trzy zęby idące naraz - miał maluch prawo do tego. Na szczęście wszystko to już za nami, a ja przez chwilę mogę pozwolić sobie na "nicnierobienie" :-). I korzystam z tego, oj korzystam :-).
Subskrybuj:
Posty (Atom)