Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

poniedziałek, 29 czerwca 2009

Spokojnie...

Kilka dni relaksu u Mamy... Brakowało mi już mojego miasteczka, mimo wszystko, nawet mimo mentalności większości zamieszkujących tu osób.

A jutro w ramach relaksu i babskich przyjemności wybieram się na profesjonalny pedicure :-).

środa, 24 czerwca 2009

Spotkaniowo...

Przemiły dzień wczoraj miałam. Krótka z założenia wizyta u P. (teraz już niestety byłej koleżanki z pracy) zamieniła się w sześciogodzinne posiedzenie ze wspólnym gotowaniem obiadu a potem zabawą z małą A. Teraz trzeba już tylko zadbać o to, żeby w związku z tym, iż nie będziemy już razem pracować nie stracić ze sobą kontaktu.

Nie wiem cały czas jak potoczą się sprawy w szkole po wakacjach. Kto będzie nad nami "górował". Nikt nic nie wie, a każdy słyszał co innego. Paranoja. Chyba wszystko okaże się dopiero w sierpniu. Najbardziej żałuję tego, że w związku z tak skomplikowaną sytuacją i takim a nie innym nas traktowaniem mnóstwo fantastycznych osób poodchodziło.

A żeby w nieco odmienny sposób zobrazować podejście naszej Góry, krótka anegdota znaleziona na: www.pokazywarka.pl

"Lecący balonem mężczyzna uświadomił sobie nagle, że zgubił się. Obniżył więc wysokość lotu i wówczas zobaczył w dole kobietę. Opuścił się jeszcze niżej i krzyknął do niej:

- Przepraszam, czy może mi pani pomóc? Obiecałem przyjacielowi, że dotrę do niego w ciągu godziny, ale sam już nie wiem, gdzie jestem.

Kobieta odpowiedziała: - Jest pan w balonie napełnionym gorącym powietrzem, unoszącym się około 10 metrów nad ziemią. Znajduje się pan między 40 a 41 stopniem północnej szerokości geograficznej oraz między 56 a 60 stopniem długości zachodniej...

- Pani jest inżynierem? - spytał mężczyzna z balonu.

- Owszem - odpowiedziała kobieta. - A skąd pan wie?

- No cóż - rzekł baloniarz - wszystko, co pani powiedziała jest z merytorycznego i fachowego punktu widzenia prawdziwe, ale ja w dalszym ciągu nie mam bladego pojęcia, co zrobić z tymi informacjami, a fakty są takie, że się zgubiłem. Szczerze mówiąc, w ogóle mi pani nie pomogła, a w dodatku jestem przez panią jeszcze bardziej spóźniony.

- A pan jest z pewnością dyrektorem? - stwierdziła kobieta.

- Niesamowite!!! Faktycznie jestem dyrektorem... - odparł mężczyzna. - Skąd pani o tym wiedziała?

- No cóż... Nie wie pan, gdzie pan jest, nie wie, dokąd zmierza, osiągnął pan tę pozycję, zużywając dużo powietrza, złożył obietnicę, której nie jest pan w stanie dotrzymać i oczekuje pan od ludzi, którzy znajdą się niżej, że rozwiążą za pana problemy. Poza tym znajduje się pan nadal dokładnie w tej samej sytuacji, w jaką sam się wpędził, ale uważa pan, że to moja wina".

Śmieszne, ale prawdziwe...

niedziela, 21 czerwca 2009

Bibliotecznie...

Odwiedziłam wczoraj ulubioną bibliotekę i oczywiście wróciłam z naręczem nowych książek do pochłonięcia. Mimo tego, że na wakacje muszę jeszcze trochę poczekać, bo sprawy w pracy nie są jeszcze do końca pozamykane, to jednak czasu na czytanie będzie już teraz znacznie więcej.

Jakiś czas temu przeczytałam na pewnym blogu, że jego autorka uwielbia sprawy biblioteczne załatwiać wirtualnie - zamówić książkę przez internet a potem po prostu przyjść i ją odebrać. Chwała postępowi technicznemu za takie rozwiązanie, bo niewątpliwie ułatwia to wiele spraw. Mi jednak wciąż ogromną przyjemność sprawia przechadzanie się między regałami, wdychanie typowego dla biblioteki zapachu, kartkowanie książek na miejscu. Uwielbiam biblioteki i tak sobie myślę, że jeśli znudzi mi się kiedyś praca w szkole (którą notabene bardzo lubię, gdyby jeszcze tylko Górę nam zmienili...) i zniweluje moje wygodnictwo (związane z dwumiesięcznymi wakacjami, feriami i w ogóle krótszym czasem pracy) to jeśli tylko będzie taka możliwość zamienię szkołę na bibliotekę.

sobota, 20 czerwca 2009

Sobotnio...

Sobota samotna. R. wybył na wyjazd integracyjny z pracy. Nurkuje sobie w Czaplinku. Ja początkowo miałam jechać z nim, ale ostatni tydzień tak dał mi w kość, że zrezygnowałam. R. był na mnie trochę zły, czemu się w sumie nie dziwię, ale naprawdę po ostatnich dniach miałam ochotę tylko na to, żeby się porządnie wyspać i zregenerować leżąc pół dnia z książką. Regeneracja udała się na tyle, że nie padam już ze zmęczenia na twarz i w końcu mam posprzątane mieszkanie. Łazienka lśni, kuchnia też, jedno pranie zrobione i powieszone, drugie właśnie się pierze, a trzecie czeka na swoją kolej. A ja trochę czytam a trochę odświeżam sobie pierwszy sezon "Magdy M.". Poza tym zaszalałam na zakupach: wczoraj dwie bluzki, dzisiaj dwie kolejne i jedna para dżinsów a oprócz tego żółte sandałki. Ja i żółte buty... Kiedyś tę sytuację określiłabym mianem czystej abstrakcji, a teraz myślę tylko o żółtej torebce do kompletu :-).

środa, 17 czerwca 2009

Rowerowo...

Klasowa wycieczka rowerowa na Polane Harcerską. Miłe towarzystwo, kiełbaski i świetna zabawa. Tylko pewne częsci ciała nieco bolą, bo w tym roku to mój pierwszy raz na rowerze.

niedziela, 14 czerwca 2009

Weekend, weekend...

... i po weekendzie. Aż się nie chce wierzyć, ze jutro o tej porze będę siedzieć w pracy. Ostatni tydzień przede mną co prawda, ale zapowiada się niezwykle intensywnie. Cała dokumentacja do zdania, ostatni przed wakacjami numer gazetki, skończenie kroniki a do tego jeszcze kopnął mnie "zaszczyt" bycia przewodniczącą Bardzo Głupiej Komisji, co wiąże się z częstymi kontaktami z Górą niestety i oczywiście obrywaniem za byle co. No ale nic, dam radę. Postanowiłam mniej narzekać, bo ostatnio straszna maruda się ze mnie zrobiła :-).

Weekend był udany i rozrywkowy. W czwartek przed południem poszwędaliśmy się trochę po Wałach Chrobrego, ale że nic, poza przygotowaniami do Dni Morza się jeszcze nie działo, wróciliśmy do domu i zrobilismy sobie seans filmowy. W piątek wyskoczyliśmy na szybkie zakupy do Niemiec a potem też Wały - koncert, spacerek na Odrą, Aleja Artystów, po powrocie do domu - drinkowanie :-). Wczoraj obowiązkowo bitwa morska. Dzisiaj z kolei wybraliśmy się do Stargardu na średniowieczny jarmark. A teraz, już po powrocie, robię wszystko, żeby nie robić tego, co powinnam, czyli nie zajmowac się papierami. Dowodem na to - ten wpis :-).

niedziela, 7 czerwca 2009

Leniwie...

Nie ma to jak leniwy, niedzielny poranek, kiedy nigdzie nie trzeba się spieszyć i można powylegiwać się w łóżku dłużej niż przyzwoitość nakazuje :-). Komputer, książka, śniadanko i pyszna kawka z mlekiem, wanilią i karmelem. W ferworze ostatnich obowiążków i wyjazdów już niemal zapomnieliśmy jakie to przyjemne i potrzebne. Na szczęście wszystko sie pomału uspokaja i mamy dla siebie coraz więcej czasu. Teraz przed nami tydzień pracy zaledwie trzydniowy (muszę tylko przetrwać jutrzejszą radę klasyfikacyjną) i cztery długie, wolne dni spędzimy tak, jak będziemy mieli na to ochotę. A potem zostanie juz tylko tydzień do wakacji...

czwartek, 4 czerwca 2009