wtorek, 29 września 2009
Buty...
poniedziałek, 28 września 2009
Szaro, buro i ponuro.
Wczoraj piękna, złota, polska jesień, dziś plucha jakich mało. Zapowiada się kompletna wymiana garderoby - w sensie wyciągnięcie z szafy znacznie cieplejszych rzeczy, bo dzisiaj dość mocno już zmarzłam (pomimo trzech rękawów). Natomiast jeśli chodzi o zakupy to koniecznie nowe jesienne buty (ech, nawet nie czuję jak rymuję ;-)).
W pracy spokojnie, w domu niestety też - R. wyjechał bladym świtem. W pewnym momencie poczułam, że jakiś dół się zbliża, ale na szczęście w samą porę gdzieś odpłynął. Poziom endorfin podniosłam sobie wspólnym fitnessem z P. i kokosowymi ciasteczkami - czymś trzeba było uzupełnić te spalone kalorie :-).
A teraz jeszcze tylko prysznic i spaaaać. Jutro pobudka o 5.30.
piątek, 25 września 2009
Urodzinowo
Jesiennie.
Pierwszy dzień jesieni za nami. Pogoda na szczęście typowo jesienna jeszcze nie jest, samopoczucie natomiast i owszem. Od kilku dni walczę z przeziębieniem i za nic diabelstwa tego pozbyć się nie mogę. Z tego powodu nie mogłam również zaszczepić się wczoraj przeciwko grypie, na co oboje z R. się zdecydowaliśmy. Mam nadzieję, że do poniedziałku mi przejdzie i będę mogła tę sprawę załatwić do końca.
Obecność jesieni odczuwam jeszcze z innego powodu: ferworu pracy, nie tyle u mnie, co u R. Już w poniedziałek wyjeżdża do Trójmiasta a potem gdzieś na południe i nie będziemy się widzieli prawie tydzień. Teraz w zasadzie też mało czasu spędzamy razem, bo mój mężczyzna postanowił zdobyć patent żeglarza w związku z czym całe soboty i niedziele spędza na kursie na żaglówce. Ja z kolei, w co sama nie wierzę, wciągnęłam się na dobre w ten fitness i w tygodniu wychodzę prawie codziennie. Ech, gdzie się podziały wakacje i wszystkie te dni, które mieliśmy tylko dla siebie?
sobota, 5 września 2009
Ćwiczeniowo.
Namawiana konsekwentnie przez P. od stycznia, ale wciąż znajdująca nowe wykręty, wybrałam się wczoraj wreszcie na aerobic. Wykupiłam pakiet startowy i zaliczyłam pierwszą godzinkę ćwiczeń. Przyznaję, że było ciężko, bo z ruszaniem się to u mnie różnie bywa ;-), ale pomimo zmęczenia fizycznego, zmęczenie psychiczne gdzieś odleciało i to jest sprawa fantastyczna. Instruktorka świetna, muzyczka całkiem niezła, atmosfera bardzo przyjemna. Teraz jestem jeszcze umówiona z instruktorką na indywidualne korepetycje w siłowni coby wszystkie ćwiczenia wykonywać tak, jak należy. :-)
W szkole cisza i spokój. Dopiero teraz widać ile jedna osoba może namieszać, jaki zamęt wprowadzić, jak zepsuć atmosferę. Jej zastępczyni, czyli nowa Góra ;-), jest osobą wymagającą i konsekwentną czyli taką jaką prawdziwy dyrektor być powinien. Nie stosuje żadnych sztuczek i gierek, jak coś jej się nie podoba to mówi to wprost, bez złośliwej ironii i jadu w głosie. Atmosfera w pracy zmieniła się nie do poznania. Aż się chce pracować!