Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

piątek, 23 grudnia 2011

:-)

Pomódlmy się w Noc Betlejemską,
W Noc Szczęśliwego Rozwiązania,
By wszystko się nam rozplątało,
Węzły, konflikty, powikłania.


Oby się wszystkie trudne sprawy
Porozkręcały jak supełki,
Własne ambicje i urazy
Zaczęły śmieszyć jak kukiełki.


Oby w nas paskudne jędze
Pozamieniały się w owieczki,
A w oczach mądre łzy stanęły
Jak na choince barwnej świeczki.


Niech anioł podrze każdy dramat
Aż do rozdziału ostatniego,
I niech nastraszy każdy smutek,
Tak jak goryla niemądrego.


Aby wątpiący się rozpłakał
Na cud czekając w swej kolejce,
A Matka Boska - cichych, ufnych -
Na zawsze wzięła w swoje ręce.

ks. Jan Twardowski

Wszystkim, którzy tu czasami zaglądają życzę spokojnych, rodzinnych i pięknych świąt :-).

sobota, 10 grudnia 2011

ESD

Kto czytał Małgorzatę Musierowicz ten z pewnością wie czym jest Eksperymentalny Sygnał Dobra. Mateuszek wręcz cały dzisiejszy dzień takie sygnały wysyłał. Ot tak po prostu, sam z siebie. Bezcenny widok :-).

wtorek, 6 grudnia 2011

Jest pierwszy!

No i stało się. Tuż po przekroczeniu roczku moje dziecko doczekało się w końcu pierwszego zęba. Lewa górna jedynka. Czekamy na resztę :-).

sobota, 26 listopada 2011

Nowości.

Trzeba coś by tu skrobnąć wreszcie. Mamy prawie grudzień a u mnie listopad bez żadnego wpisu do tej pory. No, ale przyznać muszę, że czasu na pisanie nie miałam ostatnio w ogóle. Mieszkamy już w naszym nowym mieszkanku, pomału się ogarniamy i wreszcie zaczyna tu jakoś wyglądać. Ale to ogarnianie pochłaniało ostatnimi dniami cały mój wolny czas. Poremontowe sprzątanie to jakiś koszmar był. Wszędzie pełno pyłu, który cały czas zmywałam a on za nic wynieść się nie chciał. Nie kłamiąc podłogi potrafiłam zmywać kilkanaście razy dziennie, a pięć minut po każdym takim zmyciu nie widać było wcale tego sprzątania. Dłonie wyschły mi niemal na wiór, bo ja sprzątać w rękawiczkach absolutnie nie potrafię. Na szczęście najgorsze za nami. Do zrobienia jest jeszcze sporo, ale to już na stopniowo i jak zgromadzimy znów trochę gotówki, bo tę, którą mieliśmy niemal w całości pochłonęły sprawy remontowe. Na pewno chcemy zrobić dwie zabudowy w przedpokoju, bo aktualnie nie bardzo mamy gdzie trzymać te wszystkie nasze rzeczy i w dużej części leżą one nadal w kartonach. W kawalerce mieliśmy bardzo pojemną zabudowę, garderobę w zasadzie i tam trzymaliśmy w zasadzie wszystko. Tutaj bardzo mi tego brakuje. Swoją drogą jak to możliwe, ze człowiek jest w stanie zgromadzić tyle gratów na tak małej przestrzeni? Podczas pakowania nie było widać jego końca a tutaj cały czas zwozimy nowe kartony i cały czas zadaję sobie pytanie ile tego jeszcze mamy. Masakra jakaś. Ponadto na pewno musimy też kupić nowe meble do kuchni. Te, które mamy teraz są po poprzednich lokatorach. Nie powiem - są ustawne i bardzo pakowne, ale wizualnie pozostawiają wiele do życzenia. No, ale to za jakiś czas. Pewnie w przyszłym roku szkolnym jak już wrócę do pracy i będzie trochę więcej kasy. No, ale żeby nie było, że tylko narzekam. Tak naprawdę mieszkanko bardzo mi się podoba, remont się udał, no i ta przestrzeń... Wreszcie Mati ma gdzie szaleć, a my nie musimy już tak bardzo uważać z każdym dźwiękiem kiedy mały śpi. Generalnie jest dobrze.

A skoro już przy moim Synku jestem to wierzyć mi się nie chce, że w najbliższy piątek stuknie mu roczek. Przecież dopiero co chodziłam z wielkim brzuchem, a Młody cudnie okładał mnie od środka, dopiero co leżałam na porodówce a potem uczyliśmy się wspólnego życia, a tu już mija nam rok. U Mateuszka ostatnie dni również przyniosły sporo nowego. Przede wszystkim mamy za sobą już pierwsze kroki. Nie mogę jeszcze powiedzieć, że Synuś chodzi, bo to takie bardzo mało stabilne chodzenie jest i troszkę bokiem, niemniej posuwa się do przodu na własnych nóżkach pokonując coraz dłuższe dystanse. Oprócz tego codziennie zaskakuje mnie tym, jak dużo rozumie. Przykład chociażby z dzisiaj. Siedzę sobie na kanapie a Mati na podłodze wsuwa biszkopta. W pewnym momencie połowa ciastka ląduje na dywanie a mały idzie w zupełnie inną stronę. No to ja tak w zasadzie bardziej sobie pod nosem niż do niego mówię "Synuś, podnieś to ciacho i daj mamie" i co robi moje dziecko? Ano podnosi i daje. Takich podobnych sytuacji jest ostatnio coraz więcej. Pojawiły się też nowe słowa. Wśród nich oko i koń. Piesek to dalej "ałała", co ciekawe "ałała" to także kot, ptak i żyrafa w telewizji ;-).

No dobrze, kończę na razie tę pisaninę, teraz z pewnością będę już bywać tu częściej. Zmykam do męża na kanapę. Tam mam zamiar spędzić dzisiejszy wieczór z winkiem w jednej a książką w drugiej ręce :-).

sobota, 29 października 2011

Baba papa, czyli...

... pierwsze "zdanie" mojego Syna. Zostało wypowiedziane wczoraj, a oznaczać miało "babcia poszła do pracy".

środa, 19 października 2011

Zupełnie nie wiem kiedy...

... moje Dziecko nauczyło się wręcz biegać wzdłuż mebli. Zupełnie nie wiem kiedy zaczął bawić się w "nie ma Mateuszka" chowając główkę pod kocyk a następnie pokazywać spod niego swoją uśmiechniętą buźkę i cieszyć się na słynne "a kuku". Zupełnie nie wiem kiedy pojawiło się słówko "mniam" na określenie już nie tylko butli z mlekiem, ale i jedzenia w każdej postaci a także osoby będącej aktualnie w trakcie konsumpcji. Zupełnie nie wiem kiedy zaczął rozumieć wiele kierowanych do Niego słów. Zupełnie nie wiem kiedy... Po prostu stało się i już...

niedziela, 9 października 2011

O tym i owym...

Przede wszystkim bardzo, bardzo dziękuję Wam za życzenia urodzinowe. Kochane jesteście. Z lekkim niepokojem, skądinąd irracjonalnym, podchodziłam do tych urodzin (wiadomo jak to jest przy takich "okrągłych" rocznicach), ale muszę przyznać, że po tej "drugiej stronie" ;-) całkiem miło jest :-).

A co u nas? Jesteśmy już po przeprowadzce, a raczej chwilowo wyprowadzce, bo w nowym mieszkaniu, z racji remontu, mieszkać jeszcze nie możemy. Niestety nie wszystko poszło po naszej myśli, ponieważ poprzednia właścicielka choć obiecała dać nam klucze po umowie przedwstępnej, później się z tej obietnicy wycofała i w rezultacie dostaliśmy je dopiero tydzień temu. Remont ruszył we wtorek i potrwa zapewne do końca października, a może i trochę dłużej. W związku z tym ja i Mati "wakacjujemy" przez ten czas u mojej mamy, a R. pomieszkuje to tu to tam. Miał mieszkać z nami i dojeżdżać, ale jak policzyliśmy ile pieniędzy poszłoby na paliwo to pomysł codziennych dojazdów umarł. W tym miesiącu spędzamy więc niestety ze sobą tylko weekendy.

Mati z powodu pobytu u babci przeszczęśliwy. Wreszcie ma przestrzeń, gdzie może porządnie się wyszaleć. W naszym dotychczasowym mieszkanku ciężko o to było, a tu trzy spore pokoje, długi "zakręcający" przedpokój, kupa miejsca do codziennych szaleństw. A tych nie brakuje. Raczkowanie Synuś opanował do perfekcji, śmiga aż miło. Wstawanie również nie sprawia Mu żadnych problemów. Kiedyś, żeby się podnieść musiał chwytać się jakichś wystających elementów, teraz wystarczy "goła" ściana. Kilkakrotnie zdarzyło mu się też puścić i kilka sekund stać bez trzymania. Rozwija nam się dziecko. Nadal robi papa, ale teraz już także tę czynność werbalizuje, czyli machaniu łapką towarzyszy "papa" w wykonaniu Matiego. Nauczył się także robić "tyni tyni", czyli stojąc kręcić pupką i uginać się na nóżkach, robi też "stuku puku" - uderza jedną zabawką o drugą, daje cześć, przybija "pionę". Rozumie już naprawdę bardzo dużo. No i pojawiły się pierwsze powtarzane słowa. Oprócz "papa" powtarza jeszcze "mama", "tata", "baba", "laj laj" (przy tym ostatnim świetnie używa języczka), a każdy piesek to "ałałała" (od "hau hau" ;-)). Ech, fantastycznie tak obserwować jego rozwój i to jak uczy się świata. Mój mały, coraz starszy Synek...

wtorek, 13 września 2011

Decyzja.

Dostaliśmy dzisiaj pierwszą pozytywną decyzję kredytową. Pierwszą, bo wnioski o kredyt składaliśmy w trzech bankach. Na tej z tego banku zależało nam akurat najmniej, ale najważniejsze, że wiemy już, że ostateczny akt notarialny to kwestia najprawdopodobniej dwóch, góra trzech tygodni. Do końca tego tygodnia mamy dostać decyzję z drugiego banku, a zapewne na początku przyszłego z trzeciego i jeśli z tego ostatniego również będzie pozytywna, to zdecydujemy się na ten bank właśnie.

Pobyt w aktualnym, już nie naszym, mieszkaniu udało nam się przedłużyć do 1. października. Potem ja wyjeżdżam z Matim do mojej Mamy, bo na przełomie września i października rusza remont w nowym mieszkanku i czas tego remontu spędzimy w moim rodzinnym mieście. R. zostaje w Szczecinie (wiadomo - praca) i albo będzie mieszkał u swojej Mamy, albo w naszym mieszkaniu, choć w czasie remontu raczej niezbyt komfortowo Mu będzie. Na szczęście ekipę mamy sprawdzoną i mamy nadzieję, że uwinie się szybciutko.

Aktualnie żyjemy na kartonach. Zaczęliśmy pakowanie i stopniowo wywozimy kolejne zapakowane pudła, zostawiając jedynie niezbędne rzeczy. Z niecierpliwością czekam na chwilę, kiedy będę te kartony z powrotem rozpakowywać, ale już w innym czasie, innym miejscu... :-).

niedziela, 4 września 2011

Zęby, zęby, zęby...

O jednej rzeczy jeszcze zapomniałam wspomnieć. Przy tej chorobie kolejny raz przekonałam się, że dla niektórych ludzi wyrzynające się zęby to najlepsze wytłumaczenie złego samopoczucia dziecka.

Moje dziecko, choć przedwczoraj skończyło 9 miesięcy, zębów jeszcze nie ma. Ani jednego. Niespecjalnie się tym przejmuję, bo wiadomo, że każdy maluch rozwija się w sobie właściwym tempie. Mi podobno pierwszy ząb wyszedł jak miałam rok. Dlatego nie panikujemy i spokojnie czekamy. Za to odkąd Mateusz skończył trzy miesiące każde jego gorsze samopoczucie, zły dzień czy zwykłe maruderstwo, tłumaczone są przez niektórych, zwłaszcza wszystkowiedzące sąsiadki, tym, że:

- to na pewno zęby

- na bank ząbkuje

- na 100 procent coś mu się wyrzyna.

I jeszcze koniecznie muszę mu ciągle dziąsła smarować. A po kiego grzyba ja mam to robić, skoro wiem, że na pewno nic mu się jeszcze nie wyrzyna, a dziąsła są miękkie, nieopuchnięte i żadnego dyskomfortu z ich powodu Mati nie odczuwa.

Trzydniówka.

Dopadło nas to paskudztwo. Zaczęło się we wtorek wieczorem lekką gorączką, która w nocy doszła do 39 stopni. Rano poszliśmy do naszej Pani Doktor, która dokładnie wypytała o inne objawy gorączce towarzyszące, a że takowych nie było dostaliśmy skierowanie na badanie moczu. Wyniki wyszły dobre, dostaliśmy wiec zalecenie podawania leków przeciwgorączkowych i wizytę w piątek jeśli temperatura nie spadnie. No i nie spadła a w pewnym momencie doszła nawet to 40 stopni. Leki i zimne okłady działały, ale jak tylko przestawały temperatura znów się podnosiła. Co ciekawe nie było żadnego kaszlu, kataru a apetyt z kolei jak na gorączkujące dziecko był imponujący. W piątek poszliśmy znów do przychodni i tym razem dostaliśmy skierowanie na badanie krwi. Okazało się, że Mati miał za mało płytek krwi i białych krwinek, co, według Pani Doktor, ewidentnie świadczyło o trzydniówce. Powiedziała nam, że teraz temperatura powinna zacząć spadać, ale za w zamian, zupełnie gratis, Mateusz dostanie wysypki. No i faktycznie dostał.

Okropne to uczucie widzieć swoje Dziecko w takim stanie - rozpalone gorączką, ospałe, nie wiedzące, co się z nim dzieje i tak okropnie płaczące, kiedy czółka dotyka mokry, zimny ręcznik.

Dzisiaj na szczęście jest już dużo lepiej, chociaż wysypka jest praktycznie wszędzie i dopiero teraz apetyt się posypał (a zapomniałam wspomnieć, że od kiedy podajemy żelazo Dziecko je dosłownie dwa razy więcej niż wcześniej i coraz lepiej przybiera). Pojawiły się też brzydkie kupy, ale mam nadzieję, że to efekt uboczny choroby i podawanych leków. Teraz Mati dostaje już tylko wapno dwa razy dziennie.

Okropne są choróbska, a jak już takie dotyka dziecka to jest to "najokropniejsze okropieństwo".

piątek, 26 sierpnia 2011

Chwila wytchnienia...

Uff, mieszkanie z grubsza ogarnięte, obiad jest z wczoraj, pranie zrobione i rozwieszone, Dziecię nakarmione i śpi, a ja mam chwilkę na pyszną kawkę i lenistwo przed komputerem.

W związku z tym, że dzisiaj upał i smażenie na dworze nie wchodzi dla nas, a zwłaszcza dla Matiego, w grę, zaliczyliśmy tylko poranny spacerek. Po porannym ogarnięciu się i śniadanku wybraliśmy się do Parku Kasprowicza. Godzina była coś koło ósmej, cisza i spokój, od czasu do czasu ktoś tylko przebiegł, przeszedł z kijkami albo przejechał na rowerze. Wózek spotkaliśmy zaledwie jeden, no, ale faktycznie wcześnie było.

Ostatnio staram się pogodzić jak najdłuższe przebywanie Małego na dworze z przynajmniej jedną drzemką w domu (do tej pory Mateusz najchętniej sypiał na spacerkach). Na tej domowej drzemce zależy mi dlatego, gdyż tylko jak Synuś śpi mogę coś konkretnego w domu zrobić. Mamy teraz etap już nie tylko wściekłego raczkowania, ale i wstawania przy wszystkim, co tylko jest w zasięgu małych rączek: czy to szuflada z dużym uchwytem, czy własne łóżeczko, narożnik, większa zabawka, czy nogi mamy. Naprawdę trzeba mieć oczy dokoła głowy, żeby uniknąć niechcianych wypadków, choć i bez tych się nie obywa. Nasze dni wyglądają więc ostatnio tak, że wychodzimy z domu jakąś godzinę, półtorej po śniadaniu, zaliczamy spacerek w czasie którego Mati po jakimś czasie zasypia zaliczając drzemkę nr 1, w drodze powrotnej szybkie zakupy. Po przyjściu do domu jedzonko i zaraz po nim kolejny spacer, tym razem "świadomy" ;-), po spacerku znów jedzonko i domowa drzemka. A gdy Dziecko śpi ja zabieram się za zmywanie, sprzątanie, obiad itp. Potem już wspólna zabawa i czekanie na powrót Taty z pracy.

No dobra koniec tego lenistwa, wygląda na to, że domowa drzemka pomału się kończy :-). Miłego dnia dla Was.

środa, 24 sierpnia 2011

Wyjazd, brawo, dwie umowy i prośba.

Jesteśmy, wróciliśmy cali i zdrowi, choć oczywiście nie obyło się bez przygód i wizyt u lekarza, na szczęście z niczym poważnym. Podczas pobytu w Olsztynie postanowiliśmy oswoić Matiego z wodą nieco większą niż ta w naszej wannie i zabraliśmy go do Aquaparku, początkowo przerażony potem oswoił się i całkiem nieźle bawił. Po dwóch dniach od tej wizyty dziecko nam maksymalnie wysypało, krosteczki miał w zasadzie wszędzie. Pani doktor, do której się udaliśmy (już w Toruniu) stwierdziła, że to uczulenie, ale nie wiadomo na co. Naszym zdaniem, albo na chlor z basenu albo na olsztyńską wodę, która do najlepszych nie należała i w zasadzie każdy z obecnych miał tam jakieś skórne problemy. Generalnie jednak pobyt i w Olsztynie i w Toruniu uznajemy za udany. Jedną z głównych tego zasług było niewątpliwie nieocenione towarzystwo. Z państwem P. bowiem nudno być nie może :-).

Co poza tym. Nasze dziecko nauczyło się robić "brawo" i robi to "brawo" baaardzooo często, czasami nawet przez sen, co wywołuje u nas pokłady śmiechu.

Ponadto pozbyliśmy się wreszcie naszej kawalerki. W piątek podpisaliśmy umowę przyrzeczoną i tym samym zostaliśmy bez mieszkania. Mieszkamy w nim jeszcze do 20 września. W poniedziałek natomiast zaliczyliśmy kolejnego notariusza i kolejną umowę, tym razem przedwstępną na zakup mieszkania przez nas. Mieszkanko jest co prawda do remontu, ale rozkład ma świetny, no i jak dla nas duże jest - 3 pokoje, 63 m2. Bardzo się cieszę i w myślach już je urządzam :-). Po niedzieli dostajemy klucze i zaczniemy działać z remontem.

A na koniec prośbę jeszcze mam: czy ktoś mógłby wytłumaczyć mi "jak krowie na rowie" sposób zamieszczania zdjęć na bloxie? Nijak rozgryźć tego nie mogę (laik ze mnie w tych sprawach kompletny), a tym i owym chciałabym się pochwalić :-).

sobota, 6 sierpnia 2011

Pa pa...

Nabywania nowych umiejętności ciąg dalszy. Przedwczoraj Mati nauczył się machać łapką na pożegnanie :-).

A jutro wybywamy na prawie dwa tygodnie. Podobnie jak w zeszłym roku - do Torunia i Olsztyna. Tylko tym razem Dzieć już po tej stronie :-).

piątek, 5 sierpnia 2011

Scenki z przychodni.

Idziemy na kontrolną morfologię. Laboratorium czynne od 7.30, my na miejscu jesteśmy o 7.15, żeby zająć sobie kolejkę i w miarę szybko załatwić sprawę (dziecko głodne, bo na czczo). Przed przychodnią ustawił się już tłumek ludzi. Zajmujemy kolejkę za pewną miłą starszą panią i czekamy. Po otwarciu wchodzimy na górę i w tej samej kolejności ustawiamy się przed drzwiami laboratorium. W tym momencie odzywa się starsza pani, za którą stoimy:

Starsza Pani: Proszę państwa, tu jest pani z małym dzieckiem, może przepuścimy ją na początek kolejki?

Emeryt 1: Ja nikogo nie przepuszczam, chcę wejść w tej kolejności, w jakiej przyszedłem.

Emeryt 2: No właśnie, a jak przyjdą jeszcze cztery panie z małymi dziećmi.

Ja: Dziękuję pani bardzo za dobre chęci, ale poczekamy sobie na swoją kolej.

Dosłownie 10 sekund później z gabinetu wychodzi pielęgniarka.

Pielęgniarka: Pani z dzieckiem na pobranie krwi? To zapraszam do gabinetu.

Tym sposobem i tak wchodzimy pierwsi.

Tak nie pracuję. Tak siedzę z dzieckiem w domu. Tak mam czas (o ile przy małym dziecku można w ogóle mówić o tym, że ma się czas) i ja naprawdę mogę poczekać na swoją kolej, chociaż szkoda mi jak cholera Mateusza, który jest niewyspany i nienajedzony, tylko kurczę dlaczego nic przeciwko przepuszczeniu mnie na początek nie mają osoby, które spieszą się do pracy, ale emeryci, którzy mają tego czasu tyle co ja (choć podejrzewam, że dużo więcej).

wtorek, 2 sierpnia 2011

8 miesięcy

Tyle kończy dzisiaj Mateuszek. Do tej pory nie robiłam na blogu podsumowań dotyczących umiejętności Synka nabytych w danym miesiącu, ale ten mijający był w nie tak obfity, że choć trochę na ten temat wspomnieć muszę.

Po pierwsze: raczkowanie. Mati śmiga już niezwykle szybko, zwłaszcza gdy jesteśmy u mojej Mamy i widzi psa ;-), ten z kolei ucieka z reguły przed moim Dzieckiem gdzie pieprz rośnie ;-). Oczy dokoła głowy to już mój standard. Nie ma opcji, że zostawiam na chwilę Dziecko i zajmuję się np. robieniem obiadu. Wszystkie prace domowe wykonuję jak mały śpi, bo to kwestia sekund, kiedy Synek podchodzi sobie tam, gdzie niekoniecznie powinien.

Po drugie: zdolność siedzenia. Nareszcie, bo marnie z tym było. W każdym razie Mati siedzi. Nie "składa się" nam już do przodu i nie opada bezwładnie do tyłu. Siedzi z reguły bardzo śmiesznie - z jedną nóżką podkuloną pod pupę, z drugą wyprostowaną jak do szpagatu.

Po trzecie: wczoraj moje Dziecko stanęło. Samo. W łóżeczku chwycił się za szczebelki i po prostu stanął.

Po czwarte: wypracował sobie wreszcie stałe pory dziennych drzemek. Do tej pory różnie z nimi było. Drzemki są dwie. Pierwsza mniej więcej 2-3 po porannej pobudce. Druga 2-3 godziny po pobudce z drzemki poprzedniej. Trwają najczęściej od godziny do dwóch.

Po piąte: to cudowne "mama".

I jeszcze na koniec po raz kolejny wspomnieć muszę, że nie wiem gdzie ucieka nam czas. Jeszcze tak niedawno chodziłam z wielkim brzuchem, a tu już takie rzeczy się dzieją :-).

środa, 27 lipca 2011

Subiektywnie.

Moje Dziecko jest najwspanialsze i najkochańsze na świecie!!! I najpiękniej na świecie mówi "mama"!!! :-) :-) :-)

piątek, 22 lipca 2011

Po wynikach i wizycie.

Odebraliśmy dziś z Matim Jego wyniki. Wszystko pięknie w normie poza tym nieszczęsnym żelazem. Miałaś rację Druga Kreseczko. To o to tu się rozchodzi. Dostaliśmy, a raczej Mati dostał, "Ferrum" i już rozpoczęłam podawanie. Mamy tak podawać raz dziennie (po 2ml) a oprócz tego jeszcze witaminę C (dwa razy po cztery kropelki) i oczywiście różne "żelazne" produkty. Po dwóch tygodniach kontrolna morfologia (ponoć tym razem wystarczy z paluszka, zobaczymy) i okaże się co dalej.

A tak poza tym to dobija mnie pogoda. Od dwóch dni pada, w zasadzie chyba bez przerw, bo takowych w ogóle nie kojarzę. Siedzimy w domu i się kisimy. Nasz dzisiejszy spacer to droga do przychodni i z powrotem. Mamy środek lipca a ja, jak tak dalej pójdzie, chyba dostanę jesiennej deprechy.

czwartek, 21 lipca 2011

Po badaniach.

Jesteśmy po wizycie w laboratorium. Mocz udało się jakoś złapać, chociaż pierwszy woreczek poszedł na zmarnowanie. Na szczęście kupiłam dwa :-). Pobieranie krwi to niestety masakra, chyba że tylko ja tak na to patrzę, bo jako mamie ciężko mi było. Po pierwsze krew pobierano Matiemu z żyły a nie z paluszka (spodziewałam się tego drugiego). Po drugie pielęgniarka zaczęła od prawej rączki, w którą nie mogła się wkłuć. Trzeba było łapkę zmieniać i z lewej już jakoś poszło. Mati oczywiście płakał okropnie. Po trzecie po pobraniu źle przyklejono plasterek i spodnie Mateuszka oraz moja marynarka zaplamione były krwią. Te plamy to oczywiście żaden problem. Już ich zresztą nie ma. Ale, kurczę no... jak już przyklejają to mogliby robić to porządnie. No nic. Teraz czekamy na wyniki, będą jutro o 11.00. Potem wizyta u Pani Doktor, zobaczymy co powie.

Z innych spraw, to trwają u nas intensywne poszukiwania nowego lokum. Znaleźliśmy bardzo fajne mieszkanko na naszym szczecińskim Pogodnie. Możliwe, że się na nie zdecydujemy. Minusy są dwa: po pierwsze ja miałabym dużo dalej do pracy jak już do niej wrócę, ale też bez tragedii, po drugie nie ma w pobliżu żadnych sklepów poza osiedlowymi, a my przyzwyczailiśmy się do tego, że mamy w pobliżu rynek (Manhattan) - świeże warzywka i te sprawy, Netto i do największego (jeszcze przez chwilę) CH też niedaleko. Dzisiaj kolejna rundka po wypatrzonych mieszkaniach i trzeba będzie podejmować jakieś decyzje.

środa, 20 lipca 2011

:-(

Byliśmy dzisiaj na szczepieniu (pneumokoki), Mati pokrzyczał trochę więcej niż zwykle, ale ja w sumie nie o tym. Przed szczepieniem było oczywiście obowiązkowe badanie i ważenie, no i okazało się, że Synuś nadal nie przybiera jakoś super. Pani Doktor stwierdziła też, że jakiś blady jest. To akurat nie wiem czy nie przez te tony kremu z filtrem, które mu nakładam przed każdym wyjściem na słońce, ale tyle się teraz słyszy o szkodliwości promieniowania... W każdym razie mamy jutro w laboratorium zrobić morfologię i przynieść mocz do badania (woreczek już kupiłam). Wyniki podobno będą najpóźniej w piątek. No i oczywiście teraz chodzę i się zamartwiam. Ech, mam nadzieję, że to po prostu taka jego uroda a nie jakaś anemia czy coś gorszego. Ja w sumie w dzieciństwie też byłam chudzielcem.

piątek, 8 lipca 2011

Stało się!

Od trzech dni Synek nam raczkuje. Początkowo były to tylko nieśmiałe próby, ale z czasem poczyna sobie coraz śmielej. Nie śmiga jeszcze oczywiście po mieszkaniu z zawrotną prędkością, ale do tego, co Go interesuje dostać się potrafi :-). Teraz to już naprawdę muszę mieć oczy dokoła głowy, bo Matiego najbardziej interesują rzeczy niedozwolone oczywiście. Taki kabel na przykład, to jest coś! Musimy się uwinąć i kupić te wszystkie zabezpieczenia, coby Mały krzywdy sobie nie zrobił. Jest więc tak jak przypuszczałam, że będzie. Zdolność raczkowania przyswoił prędzej niż zdolność siedzenia, choć i w tym drugim mamy już całkiem niezły progres. Nie siedzi jeszcze stabilnie, ale jest i tak coraz lepiej.

środa, 6 lipca 2011

Chyba się udało :-)

Chyba, bo do 7 września nic nie będzie pewne na 100%, ale dzisiaj podpisaliśmy umowę przedwstępną na sprzedaż mieszkania. Strasznie się cieszę, bo straciłam już nadzieję, że uda nam się je sprzedać w najbliższej przyszłości, zwłaszcza przy obecnym zastoju na rynku nieruchomości, a tu taka niespodzianka. W piątek trafili do nas potencjalni klienci i to w sumie przypadkowo, a w poniedziałek R. dostał telefon, że się zdecydowali. Wieczorem tego samego dnia podpisaliśmy protokół uzgodnień a dzisiaj umowę przedwstępną. Teraz chłopak, który kupuje mieszkanie ma czas na załatwienie kredytu a 7 września umowa właściwa, w międzyczasie szukanie czegoś nowego dla nas. Ale się cieszę... :-)

środa, 22 czerwca 2011

Dobre wieści :-)

Moja bardzo dobra koleżanka z pracy, która ma synka starszego o pół roku od Matiego i której kiedyś w klinice powiedziano "tylko in vitro", jest właśnie w drugiej ciąży. Obie jak najbardziej naturalne. Bardzo się cieszę, tym bardziej, że M. pogodziła się już z tym, że jej synuś będzie jedynakiem.

U mojego synka z kolei już lepiej. Nie gorączkuje już i szaleje jak zwykle, tylko apetyt ma jeszcze taki nijaki, no i niestety utrzymuje się wstrętny kaszel, który męczy go zwłaszcza w nocy. Antybiotyk mamy brać do niedzieli, a w piątek idziemy do kontroli. Zobaczymy co nam pani doktor powie.

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Za mną...

...chyba najgorsza noc w moim życiu. Oczywiście przez chorobę. Pierwszą chorobę mojego dziecka.

Wczoraj wylądowaliśmy z Matim na świątecznym dyżurze, który odbywa się na szczęście w naszej przychodni. Mały gorączkował, kaszlał mokrym, odrywającym kaszlem, nie chciał jeść, wymiotował. Lekarka, która go badała stwierdziła, że ewidentnie ma coś na oskrzelach. Przepisała antybiotyk, coś osłonowego i syrop. Mąż jeszcze był ze mną w przychodni, podjechał wykupić receptę, ale potem musiał niestety jechać służbowo do Łodzi. Bałam się okropnie tej nocy, tym bardziej, ze miałam być sama, no i zryczałam się oczywiście jak to ja. W nocy temperatura podskoczyła nawet do 39,4 st. Zaaplikowałam czopek, po którym na szczęście nieco spadła. Mati spał ładnie z dwiema przerwami "na cyca", po których zaraz znów spał. Rano było już dużo lepiej. Dziecko nie było już takie ospałe, zaczęło też znowu jeść. Przeszliśmy się też do naszej pani doktor, która potwierdziła diagnozę i kazała dalej podawać przepisane leki a w piątek zgłosić się do kontroli. Teraz mam tylko nadzieję, że w nocy temperatura nie podskoczy już tak wysoko. Dobrze, że R. dzisiaj wraca.

I tak sobie teraz myślę, skoro ja przeżywałam tak bardzo wysoką gorączkę, to co muszą czuć matki siedzące przy szpitalnych łóżkach dzieci, niekiedy tak bardzo bardzo chorych...

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Zakupowo

Zaszalałam dzisiaj. Dwie pary nowych letnich butów i... pomarańczowy lakier do paznokci. Wymyśliłam sobie jeszcze żółty, ale nie było :-). Zakupy oczywiście w towarzystwie nieocenionej P., która na punkcie butów ma, delikatnie mówiąc, lekkiego bzika. Mati jakiś wyjątkowo spokojny był, co mnie zdziwiło, bo z reguły jako typowy facet, ma odnośnie shoppingu gigantyczną awersję, a dziś nawet pozwolił nam spokojnie poprzymierzać.

A co jeszcze u Dziecia? Dzisiaj "nadejszła kolejna wiekopomna chwila" - Mateuszek przyjął pozycję wyjściową do raczkowania. Jeszcze wyjdzie na to, że będzie raczkował zanim zacznie siedzieć ;-).

piątek, 27 maja 2011

Prezent

Kilka dni temu mój Mąż żartem zapytał co bym chciała dostać od Matiego na Dzień Matki. Odpowiedziałam, że przespaną w calości noc. I co? Jak moje Dziecko zasnęło wczoraj ok. 18.30 tak obudziło się dziś o 5.30. Ilość snu w zasadzie taka sama jak z nocną pobudką, ale co innego spanie z przerwą, a co innego bez.

Mieszkaniowo nadal bez zmian. Wciąż czekamy na kupca naszego M1. Kilka dni temu pojawiła się szansa na zamianę na dwupokojowe, niestety rozeszło się po kościach.

środa, 18 maja 2011

O grzeczności, maruderstwie, "chyba zębach" i paru innych rzeczach słów kilka

W zeszłym tygodniu zostałam zaproszona razem z Mateuszkiem do mojej dobrej koleżanki ze studiów. S. ma dwie córeczki - trzyletnią D. i A., starszą od Matiego o całe cztery dni :-). Do niedawna całą rodzinką mieszkali w zasadzie na tym samym osiedlu co my, ale po urodzeniu Malutkiej musieli zamienić kawalerkę na coś większego i aktualnie wynajmują dwupokojowe mieszkanie. Spędziliśmy wspólnie prawie cały dzień, a ja zachwyciłam się zachowaniem małej A. Do tej pory byłam przekonana, że Mateusz to wyjątkowo grzeczne dziecko i wcale tego nie neguję, ale A. w porównaniu z moim dzieckiem to istny anioł. Prawie nie płacze, jak chce jeść to wyjątkowo energicznie macha rączkami i nóżkami, jest radosna, pogodna, zasypia sama bez marudzenia odłożona do łóżeczka, grzecznie bawi się na macie. No anioł po prostu. Ja oczywiście na zachowanie Matiego też nie narzekam choć ostatnio mieliśmy kilka ciężkich dni. Mateusz marudził w zasadzie bez przerwy a wszystko było na "nie". Noce na szczęście pozostały spokojne, wczoraj jedynie miałam pobudkę o 4.30 i potem spania już nie było, ale za to w ciągu dnia marudzenie znacznie się zminimalizowało a dzisiaj to już w ogóle było super. I nie wiem w sumie czy problem tkwił w bólu brzuszka, czy może w wychodzących zębach, bo wydaje mi sie, ze coś się bieli w miejscu dolnych jedynek.Nie mogę tego niestety stwierdzić na 100%, bo Mateuszek albo usilnie zasłania dziąsła językiem, albo zaciska wargi i wścieka się, gdy próbuję sprawdzać. No nic, poczekamy... zobaczymy...

A co u nas poza tym. Cały czas stoimy w obliczu zmiany mieszkania. Niestety nie możemy nic zdziałać jeśli nie sprzedamy tego, a z tym ciężko jakoś. Niby przychodzą ludzie oglądać, niby się podoba, ale... no właśnie, zawsze jest jakieś "ale". A tak mi się marzy osobny pokój dla Mateuszka i duża, jasna kuchnia. Nie aneks kuchenny, ten przerabiamy teraz i dla mnie absolutnie się nie sprawdza.

Z innych wieści to zdecydowałam się na urlop wychowawczy na najbliższy rok szkolny. Jakoś straszliwie ciężko było mi z myślą, że mam oddać moje dziecko pod opiekę jakiejś obcej kobiecie i tracić chwile kiedy zaczyna siadać, raczkować, chodzić i uczyć się wciąż nowych rzeczy. Zapewne będzie nam ciężko finansowo, ale wolę zacisnąć pasa i podorabiać na inne sposoby, np. udzielając korepetycji. No chyba że faktycznie nie damy rady i będę musiała urlop przerwać. Czas pokaże. Na chwilę obecną w każdym razie podanie o wychowawczy złożone, zgoda uzyskana :-).

A na wczoraj O. - moja dobra pracowa koleżanka miała termin porodu. Dziś rano dostałam sms, że właśnie jedzie na porodówkę, a godzinkę temu, że "umiera". Czekamy na kumpla Matiego :-).

sobota, 30 kwietnia 2011

Bardzo...

...miłe popołudnie spędzone wspólnie z państwem P. w Parku, Platanie i na Różance. Spacer, pogaduchy, kiełbacha. Gdyby jeszcze tylko nie było tak zimno...

czwartek, 28 kwietnia 2011

Odkrycie.

Kilka dni temu Mati odkrył, że posiada coś takiego jak stopy. Teraz jak nie ma łapek w buzi to ma w łapkach stópki :-).

A dzisiaj zabraliśmy Młodego na jodowanie - spędziliśmy kilka godzin w Międzyzdrojach. Mateuszek był bardzo grzeczny, dzielnie się spisał mój Syn, poza jednym drobnym "incydentem" czyli dzikim wrzaskiem w chwili głodu, bo jego "mądra" matka zamiast wlać w termos wodę o temperaturze odpowiedniej do przygotowania butli, nalała tam wrzątku i trzeba było czekać aż wystygnie. No nic, człowiek uczy się na błędach przecież.

środa, 20 kwietnia 2011

Pożegnanie z cycem? :-(

Zawsze byłam zwolenniczką karmienia piersią natomiast nie preferowałam tak zwanego "terroru laktacyjnego". Rozumiem, że są kobiety, które karmić nie mogą (z różnych względów) albo po prostu nie chcą. Sama bardzo się cieszyłam, że udaje mi sie karmić Mateuszka piersią, bo to, po pierwsze i przede wszystkim, najlepsze i najzdrowsze dla niego, po drugie wygodne (żadnego podgrzewania, wyparzania itp.) po trzecie ekonomiczne czyli tanie. Planowałam karmić moje dziecko w taki sposób conajmniej do ukończenia szóstego miesiąca, no, ale jak to często bywa, życie moje plany zweryfikowało. W zeszłym tygodniu przy ważeniu przed szczepieniem okazało się, że Mati trochę zbyt mało przybiera. Niby w normie się mieści, ale jest to dolna granica tej normy. Lekarka zasugerowała, żeby jedno karmienie w ciągu dnia uzupełnić 90 ml mieszanki. Kupiłam więc mleko i próbowałam podawać. Pierwszego dnia tragedia. Dziecko w ogóle nie czaiło o co chodzi. Wypróbowałam dwie butelki i trzy rodzaje smoczków. Nic. Drugiego dnia coś tam załapał i wypił 50 ml, kolejnego dnia tak samo. A później się zaczęło. Wróciliśmy ze spaceru, chcę dawać dziecku cycka a tu histeria, Mały się odwraca i jeść nie chce. Pomyślałam: nie jest głodny, zje później. Ale Mati beczał dalej. Pielucha sucha, dziąsełek masować nie chce, na rękach nie, na leżąco nie, cyc be. I co się okazało? Ano dziecko było wściekle głodne, ale nie na cyca, na butelkę. Wydoił aż miło. Od tamtej pory każda próba podania piersi (poza nocnym karmieniem na szczęście) kończy się wielką histerią Młodego. Jedziemy więc na Nan Pro 1, ale chcę też spróbować ściągać mleko i podawać mu je z butli. Tylko z tym muszę się pośpieszyć zanim mi pokarm zaniknie. Zaczynamy od jutra.

A co poza tym? Mati rozwija się, dojrzewa. Zaliczyliśmy już przewroty z plecków na brzuszek, te odwrotne były już wcześniej. Gaworzenie jest coraz częstsze i coraz głośniejsze. Mały potrafi przez dłuższą chwilę zająć się sam sobą. Chwyta w łapki zabawki, gada do nich, śmieje sie głośno. Z tym śmiechem to w ogóle jest super. Przy zabawach typu "dawać Mateusza" :-) czasami aż od tego głośnego śmiechu piszczy a potem sapie zmęczony :-). Zaliczamy już teraz też po dwa spacerki dziennie, pogoda jest super więc żal nie korzystać. Dzisiaj byliśmy w mojej szkole. W pokoju nauczycielskim Młody przechodził z rąk do rąk a dziewczyny sie dziwiły, że taki odważny. Z tą odwagą to chyba do czasu. Na lęk separacyjny przyjdzie jeszcze pora. No chyba, że moje dziecko to ominie :-). A wracajac jeszcze do jedzenia to podajemy już też pierwsze stałe pokarmy: zupki (gotowane albo ze słoiczka) i owoce - ze słoiczków albo samodzielnie przez mamę przecierane. Mateusz mniej więcej załapał o co chodzi w jedzeniu łyżeczką, są dni kiedy prawie wcale się nie ubrudzi, ale bywa też inaczej. Dzisiaj na przykład marchewka z jabłkiem była na podłożonej pieluszce tetrowej, na śpiochach Matiego, jego brodzie, nosie a nawet czole. Matka oczywiście też ma kilka nowych plam na ubraniu :-).

No dobrze, pora kończyć już ten wpis i biec wyparzać butlę :-).

poniedziałek, 21 marca 2011

niedziela, 13 marca 2011

Wiosna!

Cudowny weekend za mną. Ciepły i rodzinny, pełen spacerów, slońca i dobrych wiadomości. Od razu widać, że wiosna tuż, tuż. Czapka i szalik odłożone na półkę, Dziecię zamiast w zimowy kombinezon "zapakowane" w dużo lżejszą kurteczkę,

Jutro załatwiamy w banku pewną okołokredytową sprawę. Kolejny krok w kierunku nowego mieszkania. W tym pomału zaczynam się dusić.

wtorek, 1 marca 2011

Rocznicowo

Marzec stał się dla nas bogaty w rocznice. Dzisiaj urodziny męża, jutro trzy miesiące Mateuszka a pojutrze minie rok, jak gdzieś tam w środku mnie zamieszkała pewna mała istotka, 21 marca z kolei również wybije rok, jak o istnieniu tego maleństwa się dowiedzieliśmy. To był najpiękniejszy pierwszy dzień wiosny w moim życiu :-).

Cieplej...

To nic, że temperatura ledwie co przekroczyła 0 stopni. Ważne jest to, że świeci piękne słońce i jest dużo, dużo cieplej niż jeszcze parę dni temu. Aby uczcić poprawę pogody porzuciłam dzisiaj ostatecznie mój zimowy płaszcz. Wolę chodzić poubierana "na cebulę" niż ponosić go jeszcze trochę. Raz, że nie mogłam doczekać się włożenia nowej kurtki, dwa, na płaszcz patrzeć już nie mogę. Nosiłam go trzecią zimę z rzędu i mam dość. Zeszłoroczna zima miała być ostatnią, kiedy go noszę, no, ale gdy okazało się, że przynajmniej jakąś część zimy tegorocznej do najszczuplejszych należeć nie będę ;-), stwierdziłam, że kupowanie nowego okrycia nie ma sensu. Odbiję to sobie za rok, a co!

piątek, 11 lutego 2011

O zaniedbaniu, nowych inspiracjach i tym, co nowego na froncie "dzieciowym"

Zaniedbuję bloga ostatnio okropnie, tym razem już faktycznie z braku czasu. Dziecię się zbuntowało i odmówiło snu w dzień kategorycznie. Sypia tylko na spacerkach i czasami, jak mu sie zachce, jakąś godzinkę lub dwie w domu. Za to nocki... miodzio! Od jakiegoś już czasu wieczory mamy dla siebie. Mateusz zasypia najpóźniej ok 20.30 budzi się na jedzenie najwcześniej ok 4.00, potem idzie jeszcze spać i wstaje z reguły w okolicach 7.00. Także przyznaję: nie ma prawa narzekać na moje dziecko ani trochę. Co poza tym? Jesteśmy już po pierwszym szczepieniu. Za sugestią pediatry zdecydowaliśmy się na szczepionki nieskojarzone, które Mały przeżył dużo lepiej niż jego matka ;-). Rozpłakał się tylko przy pierwszej, następnych chyba nawet nie poczuł. Czas po szczepieniu przetrwał prawdopodobnie w najlepszy możliwy sposób: prawie cały dzień przespał. Obawiałam się gorączki w zwiazku z czym z radą pielęgniarki zaopatrzyłam się w Efferalgan w czopkach, który na szczęście się nie przydał. Bioderka też w porządku. Robimy zalecane przez ortopedę ćwiczenia, które mają sprawić, że dalej będzie w porządku. Kolejne wizyty (szczepienie i ortopeda) w marcu. Co jeszcze? Główkę Mały dźwiga coraz lepiej, nie znosi niestety leżenia na brzuszku, przy czym to dźwiganie mógłby fajnie ćwiczyć. No, ale i tak go do tego leżenia "zmuszamy" i chyba pomału zaczyna sie przyzwyczajać ;-). Poza tym od kilkunastu już dni moje Dziecko przesyła przepiękne, świadome, bezzębne uśmiechy :-), chwilowo co prawda tylko do mamusi ;-), a wczoraj pierwszy raz głośno się roześmiało. A najszczęśliwszy jest jak może sobie posikać w powietrze. Jak byłam w ciąży to słyszałam, ze chłopcy lubią sobie siknąć po zdjęciu pieluchy, ale przyznaję, że to, co wyprawia Mateusz przechodzi wszelkie pojęcie ;-). Średnio dwa sikania dziennie to sikania na przewijak, zupełnie jakby małemu nie uśmiechało się leżenie w mokrej pieluszce nawet przez chwilę i wykorzystywałby moment, kiedy mama akurat tę pieluchę sprawdza :-).

Z innych spraw: coraz wyraźniej krystalizuje się wizja kupna nowego, większego mieszkania. To pewnie jeszcze chwilę potrwa, ale pierwsze kroki już poczyniliśmy. A ja w międzyczasie oddaję się lekturze niedawno odkrytych blogow wnętrzarskich. Można tam znaleźć naprawdę świetne rzeczy. Podziwiam autorki i ich zdolności, bo mi takiej kreatywności zdecydowanie brakuje. Najbardziej zachwycily mnie te:

homeharmony.blogspot.com

zakamarek-kamili.blogspot.com

keris-home.blogspot.com

decomarta.blogspot.com

anne-homesweethome.blogspot.com

Jak już się dorwałam do ich lektury, to nie mogłam się oderwać, no, ale przy Młodym czytanie oczywiście odbywało się na raty, na bardzo dużą ilość rat ;-).

wtorek, 4 stycznia 2011

Trzeba by...

...coś tu wreszcie skrobnąć. Dawno nie pisałam, nawet nie z braku wolnego czasu, bo na ten akurat nie narzekam, ale chyba z braku weny po prostu. Czas pędzi nieubłaganie, nawet się nie obejrzałam a dwa dni temu moje dziecko skończyło miesiąc. Tak, tak już! Jeśli będąc w ciąży myślałam, że dni mijają bardzo szybko, tak teraz to jest jakiś szaleńczy galop.

U nas w miarę spokojnie. Mateuszek to dość grzeczne dziecko. Jak się naje i ma sucho to spokojnie przesypia trzy albo cztery godziny. Nocami bywa różnie, z reguły kończy się na jednej pobudce w okolicach godziny drugiej, po tym, jak wcześniej zjada o 22.00 - 23.00. Dzień zaczynamy mniej więcej o szóstej. Co poza tym? Mały uwielbia kąpiele, nienawidzi "zabiegów pielęgnacyjnych" po kąpieli. Bywają dni, że drze się przy nich wniebogłosy, chociaż ostatnio z tym coraz lepiej. Od dwóch tygodni, na wyraźne zalecenie położnej, uskuteczniamy spacerki. Podobno do -5 stopni można z takim maluchem spokojnie wychodzić więc korzystamy. Pępek dawno już odpadł, na szczęście, bo akurat on spędzał mi sen z powiek. Początkowy problem z laktacją (przez który mały na początku za dużo zleciał na wadze) również odpłynął w niebyt. Mąż spisuje się rewelacyjnie. Wiedziałam, że będę mogła na niego liczyć, ale nie spodziewałam się aż takiego zaangażowania. Oby tak dalej... Jesteśmy już również po pierwszej kontrolnej wizycie u pediatry (swoją drogą świetna kobietka), natomiast w przyszłym tygodniu szykuje się maraton: USG jamy brzusznej, ortopeda i pierwsze szczepienie. Dzisiaj z kolei ja wędruję do mojego lekarza na kontrolę.

A teraz idę jakiś obiad sobie zapodać, póki dziecię śpi i pozwala :-).