Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

czwartek, 29 kwietnia 2010

Chwilę po...

Wszystko przebiegło tak, jak przebiec powinno. Nie zmieniłabym ani chwili z sobotniego dnia. Kiedy przeżyłam fryzjerkę i kosmetyczkę (nie cierpię takich czasochłonnych zabiegów), stwierdziłam, że reszta to pikuś. Stwierdzenie na wyrost oczywiście, bo lekki stres pojawił się zwłaszcza przy wchodzeniu do kościoła, ale i tak myślałam, że będzie gorzej. Dopisała pogoda a co najważniejsze dopisali ludzie. Mszę prowadził ksiądz uczący w mojej szkole i, jak mówiła między innymi moja mama, była to msza dla nas i o nas. Na zakończenie powiedział tyle miłych słów na mój temat, że aż się wzruszyłam. Dziewczyny ze szkoły stawiły się niezwykle tłumnie i przy życzeniach gromko śpiewały "sto lat" przez jakieś pięć minut. Imprezka weselna też przebiegła bez jakichkolwiek zakłóceń. A noc poślubna... mmm ;-).

Kompletne zaskoczenie spotkało mnie jeszcze dodatkowo wczoraj. Nie wiedziałam nic do samego końca, mimo że w spisek zaieszanych była chyba połowa nauczycieli z dyrekcją włącznie. Kiedy weszłam do klasy na godzinę wychowawczą zostałam przez moje dzieciaki obsypana ryżem, nakarmiona pizzą i napojona soczkiem pomarańczowym. Dostałam mnóstwo zyczeń i, czego już się w ogóle nie spodziewałam, piękne prezenty - pościel i zegar. Przemiła niespodzianka.

piątek, 23 kwietnia 2010

Tuż przed...

Wszystko mamy już w zasadzie załatwione, łącznie ze spowiedzią, której tak bardzo obawiał się R. ;-). Na jutro pozostało odebranie tortu i dostarczenie go do naszej weselnej restauracji. Za mną dwa bardzo przyjemne panieńskie pełne miłych rozmów, śmiechu, no i prezentów. Dawno już nie byłam tak bogata w ładną bieliznę ;-).

Jutro fryzjerka o 9.30, makijażystka o 11.00. Mama pomoże mi się ubrać, bo będzie u nas już od rana, a świadkowa może dotrzeć dopiero tuż przed ceremonią. Dziwnie się czuję, bo do tej pory do mnie nie dociera, że już jutro o tej porze z panny H. przeistoczę w panią K.

Jedyne czego się obawiam to pogoda. Suknia jest oczywiście bez rękawów, mam do niej bolerko z długim rękawem, ale boję się czy nie okaże się mimo wszystko za cienkie. Na szczęście mama w zanadrzu ma dla mnie coś cieplejszego.

A teraz pędzę ogarnąć z grubsza mieszkanie a potem zapodam sobie relaksującą kąpiel. Tego mi teraz bardzo potrzeba :-).

piątek, 16 kwietnia 2010

Dzieje się...

... ostatnio tyle dobrego w moim życiu, ze aż boję się o tym pisać, by nie zapeszyć. Ale już niedługo skrobnę tu kilka słów więcej.

Czekam teraz na makijażystkę - dzisiaj makijaż próbny a później wieczór panieński numer jeden. Ślub już w końcu za tydzień :-).

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

I po świętach...

Długie oczekiwania i mnóstwo przygotowań, a dwa dni świąt minęły nawet nie wiem kiedy. Minęły na szczęście bardzo miło. Większość czasu spędziliśmy u mojej mamy. Błogie lenistwo, spacery, pyszne jedzonko i wizyty, o których nigdy nie pomyślałabym, że będziemy je składać, ale życie jak wiadomo potrafi zaskakiwać. Teraz leniuchujemy już w Szczecinie. Obejrzeliśmy sobie dwa odcinki "Smallville" a potem poszperaliśmy trochę po necie, bo potrzebujemy jeszcze załatwić dekorację do kościoła i samochód. Ten ostatni niby mamy już załatwiony, ale widzę, że R. chciałby jednak coś innego, jak to mawiają dzieciaki w szkole: coś bardziej "wypasionego". Jutro będziemy dzwonić. A do ślubu niecałe trzy tygodnie zostały, pora na panieńskie i kawalerskie :-).

A tak poza tym to utwierdzam się w przekonaniu, że straszna ze mnie jednak pesymistka. Niedawno przekonałam się o czymś niezwykle miłym a zamiast się cieszyć wymyślam sobie nowe powody do obaw, czarnowidztwo jedno wielkie mówiąc krótko uprawiam.

Ech, dobrze, że jutro jeszcze wolne.