Byliśmy ostatnio ze znajomymi w kinie na "Harrym Potterze i Księciu Półkrwi". Film nie zachwycił mnie szczególnie (tak jak napisali w dodatku do Gazety: "jak już się coś zaczęło dziać to poleciały napisy"), ale uświadomiłam sobie, że wypadałoby wreszcie przeczytać ostatnią, siódmą część. No i tu zaczęły się schody. Bo w żadnej bibliotece, w której byłam nie ma, inne chwilowo pozamykane, koleżanka, która miała pożyczyła już komuś innemu. Kupić nie kupię, bo do tej pory żadnej nie kupowałam, a jak już miałabym to robić to wolałabym chronologicznie, a poza tym J.K. Rowling to jednak nie Małgorzata Musierowicz, której kupuję wszystko jak leci i z niecierpliwością wyglądam każdej kolejnej premiery. No nic, chwilowo podczytuję "Zaćmienie", ale jakoś nie idzie mi tak sprawnie jak przy dwóch poprzednich częściach.
Jutro Wolin, w niedzielę może morze ;-), a potem trzeba pomyśleć o jakimś kilkudniowym wyjeżdzie, bo R. zaczął kolejny dwutygodniowy urlop. A ja uświadomiłam sobie własnie, że od jutra sierpień i wakacje już z górki, ech...