wtorek, 30 listopada 2010
Maksymalnie tydzień.
sobota, 27 listopada 2010
środa, 24 listopada 2010
Monotematycznie.
Zauważyłam, że częstotliwość moich postów i ich tematyka są ostatnio niezwykle monotematyczne, ale to chyba normalne na tym etapie. Szczerze przyznaję, że nie mam głowy pisać o czymś innym niż poród, którego termin właśnie dzisiaj wybił. Wczoraj znowu odwiedziliśmy lekarza, u którego dowiedziałam się, że zapis KTG jest czyściutki, skurczy zero a szyjka owszem, skróciła się, ale odrobinę zaledwie. No i wszystko może jeszcze chwilę potrwać. Przy okazji lekarz uświadomił mi, że pierwszy termin na jaki wskazał to 27.11, co wypada w najbliższą sobotę. Potem sam ten termin zanegował dlatego i ja sugerowałam się innymi.
W każdym razie: jeśli nie urodzę do poniedziałku wieczorem to idziemy na ostatnią wizytę do mojego lekarza a on wypisuje mi skierowanie do szpitala i tam już będę czekać na Mateuszka. Mam szczerą nadzieję, że jednak Młody zdecyduje się wyjść wcześniej, bo wolałabym uniknąć tych wszystkich akcji z oksytocyną itp. czy w ostateczności cesarką. Pozytyw w tym wszystkim jest taki, że dostaliśmy z mężem zielone światło na łóżkowe figle, a to, jak wiadomo, naturalna oksytocyna ;-).
środa, 17 listopada 2010
Jeszcze chwilę...
... ta ciąża potrwa. Taka była główna wiadomość wczorajszej wizyty. Szyjka długa, zamknięta. Zapis KTG czysty z dwoma zapisanymi skurczami zaledwie i to z tych przepowiadających. No nic, czekamy. Do terminu zostało 6 dni.
Z innych wieści: dostałam ostatnio meila od byłej uczennicy. Wyważony, racjonalny, widać, że dziecko pisze do dorosłego a nie koleżanka do koleżanki. Piszę o tym dlatego, bo ostatnio byłam przyzwyczajona do wiadomości od uczniów otrzymywanych za pośrednictwem pewnego portalu społecznościowego (co do którego szczerze zastanawiam się czy go nie opuścić) a większość brzmiała tak, jakby pisane były od kumpelki do kumpelki. Ja się broń Boże nijak nie wywyższam, ale mimo wszystko uważam, że są pewne granice i zastanawiam skąd teraz u dzieci taka nadmierna bezpośredniość.
poniedziałek, 15 listopada 2010
Cisza.
poniedziałek, 8 listopada 2010
Syndrom.
Odnoszę wrażenie, że w pewną tylną część mojego ciała został wmontowany jakiś motorek. Ostatnio nic tylko sprzątam. Przeszkadza mi każdy najmniejszy pyłek i każdy nieumyty kubek, najmniejsza plamka na płytkach powoduje wydobycie z czeluści łazienki mopa i kilka zamaszystych nim ruchów. Wszystko oczywiście pomału i racjonalnie, tak, żeby Młody nie odczuł tego jakoś szczególnie. Podobno taki syndrom wicia gniazda nasila się tuż przed porodem i mam nadzieję, że w moim przypadku również tak jest. Nie mogę się już doczekać Mateuszka po "naszej stronie". Tydzień 38. wybił więc teraz już tylko czekamy.
Niestety moich porządkowych potrzeb nie jestem w stanie zaspokoić całkowicie, bo wczoraj stanęliśmy w obliczu zepsutej pralki, co dla mnie, przyznam szczerze, jest taką mini tragedią. Ja wiem, że kiedyś kobiety świetnie radziły sobie bez takich udogodnień, ale jestem chyba doskonałym potwierdzeniem słów, że człowiek do łatwego szybko się przyzwyczaja. Nic na to nie poradzę - bez pralki nie wyobrażam sobie życia. Wczoraj pokusiłam się nawet o stwierdzenie, że wolałabym funkcjonować bez komputera niż bez pralki. R. ma dzisiaj dzwonić do znajomego fachowca. Mam nadzieję, że jak najszybciej ktoś przyjdzie i oceni, co i jak.
A teraz zmykam na kanapę i zapodam sobie jakąś przyjemną lekturę, należy mi się, a co. Podłogi w końcu zmyte ;-).