Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

wtorek, 30 listopada 2010

Maksymalnie tydzień.

Byliśmy wczoraj u lekarza. Na KTG zapisały się lekkie skurcze, ale poza tym nic. Pomysł wysłania mnie dzisiaj do szpitala i czekania tam na szczęście chwilowo odpłynął. Dzisiaj więc jestem jeszcze w domu. Jutro mam się zgłosić na KTG i potem jeszcze w piątek, no chyba, że wcześniej zacznie się coś samo dziać. W piątek już jednak mam tam zostać na dobre. Lekarz stwierdził, że według niego jeśli poród nie zacznie się samoistnie to najpóźniej w poniedziałek, jego zdaniem, zaczną mi go wywoływać. Czekam więc dalej i coraz bardziej się niecierpliwie.

środa, 24 listopada 2010

Monotematycznie.

Zauważyłam, że częstotliwość moich postów i ich tematyka są ostatnio niezwykle monotematyczne, ale to chyba normalne na tym etapie. Szczerze przyznaję, że nie mam głowy pisać o czymś innym niż poród, którego termin właśnie dzisiaj wybił. Wczoraj znowu odwiedziliśmy lekarza, u którego dowiedziałam się, że zapis KTG jest czyściutki, skurczy zero a szyjka owszem, skróciła się, ale odrobinę zaledwie. No i wszystko może jeszcze chwilę potrwać. Przy okazji lekarz uświadomił mi, że pierwszy termin na jaki wskazał to 27.11, co wypada w najbliższą sobotę. Potem sam ten termin zanegował dlatego i ja sugerowałam się innymi.

W każdym razie: jeśli nie urodzę do poniedziałku wieczorem to idziemy na ostatnią wizytę do mojego lekarza a on wypisuje mi skierowanie do szpitala i tam już będę czekać na Mateuszka. Mam szczerą nadzieję, że jednak Młody zdecyduje się wyjść wcześniej, bo wolałabym uniknąć tych wszystkich akcji z oksytocyną itp. czy w ostateczności cesarką. Pozytyw w tym wszystkim jest taki, że dostaliśmy z mężem zielone światło na łóżkowe figle, a to, jak wiadomo, naturalna oksytocyna ;-).

środa, 17 listopada 2010

Jeszcze chwilę...

... ta ciąża potrwa. Taka była główna wiadomość wczorajszej wizyty. Szyjka długa, zamknięta. Zapis KTG czysty z dwoma zapisanymi skurczami zaledwie i to z tych przepowiadających. No nic, czekamy. Do terminu zostało 6 dni.

Z innych wieści: dostałam ostatnio meila od byłej uczennicy. Wyważony, racjonalny, widać, że dziecko pisze do dorosłego a nie koleżanka do koleżanki. Piszę o tym dlatego, bo ostatnio byłam przyzwyczajona do wiadomości od uczniów otrzymywanych za pośrednictwem pewnego portalu społecznościowego (co do którego szczerze zastanawiam się czy go nie opuścić) a większość brzmiała tak, jakby pisane były od kumpelki do kumpelki. Ja się broń Boże nijak nie wywyższam, ale mimo wszystko uważam, że są pewne granice i zastanawiam skąd teraz u dzieci taka nadmierna bezpośredniość.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Cisza.

Chyba za bardzo nastawiłam się na poród przed terminem. W rezultacie od kilku dni wypatruję jakichś jego objawów a tu wciąż głucha cisza. Brzuch wysoko, tylko Małemu musi być już strasznie ciasno, bo rozpycha się niemożebnie. Jutro kolejna wizyta u lekarza, zobaczymy, co powie.

poniedziałek, 8 listopada 2010

Syndrom.

Odnoszę wrażenie, że w pewną tylną część mojego ciała został wmontowany jakiś motorek. Ostatnio nic tylko sprzątam. Przeszkadza mi każdy najmniejszy pyłek i każdy nieumyty kubek, najmniejsza plamka na płytkach powoduje wydobycie z czeluści łazienki mopa i kilka zamaszystych nim ruchów. Wszystko oczywiście pomału i racjonalnie, tak, żeby Młody nie odczuł tego jakoś szczególnie. Podobno taki syndrom wicia gniazda nasila się tuż przed porodem i mam nadzieję, że w moim przypadku również tak jest. Nie mogę się już doczekać Mateuszka po "naszej stronie". Tydzień 38. wybił więc teraz już tylko czekamy.

Niestety moich porządkowych potrzeb nie jestem w stanie zaspokoić całkowicie, bo wczoraj stanęliśmy w obliczu zepsutej pralki, co dla mnie, przyznam szczerze, jest taką mini tragedią. Ja wiem, że kiedyś kobiety świetnie radziły sobie bez takich udogodnień, ale jestem chyba doskonałym potwierdzeniem słów, że człowiek do łatwego szybko się przyzwyczaja. Nic na to nie poradzę - bez pralki nie wyobrażam sobie życia. Wczoraj pokusiłam się nawet o stwierdzenie, że wolałabym funkcjonować bez komputera niż bez pralki. R. ma dzisiaj dzwonić do znajomego fachowca. Mam nadzieję, że jak najszybciej ktoś przyjdzie i oceni, co i jak.

A teraz zmykam na kanapę i zapodam sobie jakąś przyjemną lekturę, należy mi się, a co. Podłogi w końcu zmyte ;-).

wtorek, 2 listopada 2010

Po (ostatniej?) wizycie.

Późnym popołudniem odwiedziłam dziś mojego lekarza. Poprosiłam o USG, chcąc mieć pewność, że Młody jest ułożony tak, jak powinien. No i faktycznie - położenie prawidłowe: podłużne główkowe. Doktor stwierdził, że ciąża jeszcze chwilę potrwa, natomiast jest duża szansa, że urodzę przed wyznaczonym terminem, czyli przed 23.11. W każdym razie do najbliższej soboty zdecydowanie wolałabym pozostać w dwupaku, bo do soboty właśnie R. jest w delegacji i przed wyjazdem poprosił Synka, żeby z wychodzeniem na świat poczekał na Tatusia ;-). No i ja czułabym się pewniej, chociaż jestem jak najbardziej przygotowana na wyjazd do szpitala przy nieobecności Męża. Poza tym właśnie w sobotę ma nam wybić 38 tydzień, czyli ciąża teoretycznie będzie donoszona. Tak mówią liczone tygodnie, bo wymiary Małego z kolei (główka i brzuszek) wskazują na własnie trwający 38 tydzień, a kość udowa nawet na 39. Waga: 3420 gram. Torba do szpitala spakowana, łóżeczko skręcone i "ubrane". Pora chyba zacząć wielkie odliczanie :-).