Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

niedziela, 30 maja 2010

Weekend...

... spokojny i leniwy, oraz, poza piatkowym wieczorem, spędzony w całości razem z mężem. Wczoraj zakupy a po południu błogie lenistwo przerywane przez robienie małosolnych ogórków (to R.) oraz jogurtowych muffinek (ja). Dzisiaj do południa rekreacja w Gryfinie a po południu seans serialowy (trzy ostatnie odcinki Smallville), teraz z kolei czekamy na kabareton w ramach Top Trendów.

Dobry humor z lekka psuje tylko pogoda - znowu zaczęło padać. Mamy prawie czerwiec a pogoda przypomina marcową, a w najbliższym tygodniu przecież długi weekend.

środa, 26 maja 2010

Decyzja...

...podjęta. Do pracy nie wracam. Mam wypisane zwolnienie do 6 lipca i w sumie dobrze mi z tym, chociaż wyrzuty sumienia pozostają. Lekarz już poprzednio chciał mi wypisać zwolnienie do końca ciąży, zwłaszcza, że z moim łożyskiem nie do końca jest tak, jak trzeba. Niby teraz niczym to nie grozi, ale kazał się oszczędzać. Maluch rośnie, ja pomału też, wczoraj pierwszy raz słyszeliśmy bicie serduszka.

Dzisiaj dzień "towarzysko - dzieciowo- zakupowy". Właśnie wróciłam ze spotkania z S. i jej dwuletnią córeczką. Byłyśmy na lodach. Zrobiłyśmy napad na nowy lumpik i wyszłam stamtąd z dwiema sukienkami i jedną tuniką uniwersalnymi o tyle, że mogę spokojnie nosić je teraz i jak brzuszek już nieco bardziej urośnie. Mała D. jest przesłodka - rasowa kobietka, ciuszki mierzyła aż miło. Za dwie godziny z kolei spotkanie z P. i jej A. Wspólne gotowanie obiadu i ploty, no a potem jeszcze zakupy z Mężem. Spodnie trzeba mu kupić koniecznie, bo wszystkie pary jakie ma są już w stanie okropnym.

A teraz koniecznie musze coś zjeść. :-)

poniedziałek, 17 maja 2010

:-)

Pisałam niedawno, że w moim życiu dzieje się ostatnio wiele dobrego. Miałam tu na myśli oczywiście i ślub, ale również coś innego i chyba wreszcie dojrzałam do tego, żeby na ten temat w końcu napisać. Otóż: po wielomiesięcznych staraniach i oczekiwaniach, okupionych miejscami ogromnym stresem doczekaliśmy się w końcu naszej małej fasolki :-). Nie mogłam uwierzyć, tak naprawdę do tej pory nie wierzę, że zobaczyliśmy na teście upragnione dwie kreseczki. Teraz jesteśmy już w końcówce trzeciego miesiąca, Maleństwo ma około 6 cm i, jak wykazały dotychczasowe badania, wszystko jest z nim w najlepszym porządku. Płci oczywiście jeszcze nie znamy, ale jakiś sportowiec chyba rośnie, bo podczas podglądania go przez USG niezłe harce wyczyniał. :-)

Ja aktualnie przebywam na zwolnieniu, bo przyznaję, że pod względem ciążowych dolegliwości początki były trudne, natomiast zastanawiom się czy na czerwiec wracać do pracy. Wszystkie znajome mamy mi to odradzają, każąc wypoczywać, dbać o siebie i cieszyć się ciążą. Ja mam na to ochotę wielką, ale jednocześnie pamiętam o mojej szóstej klasie, dla której trzeba przygotować zakończenie roku, wypisać świadectwa, pomóc rodzicom w przygotowaniach do balu. Bardzo bym nie chciała obarczać tym którejś z dziewczyn, no ale zobaczymy. Zwolnienie mam do 25 maja, wtedy kolejna wizyta i chyba wszytsko uzależnię od tego, co powie lekarz.

No, a teraz idę się porelaksować.

piątek, 7 maja 2010

Kamień z serca...

Nadenerwowałam się troszkę przez dwa ostatnie dni, na szczęście okazało się, że niepotrzebnie.

W środę pojechaliśmy do urzędu odebrać nasz akt ślubu, na miejscu okazało się, że jeszcze go nie ma. Bardzo miła pani poradziła, żeby dzwonić po południu, bo wtedy już powinien być. Zadzwoniłam więc, ale znowu dowiedziałam się, że naszego papierka nie ma. Dzwoniłam również wczoraj, ale cały czas słyszałam tę samą odpowiedź - nie ma. Zaczęliśmy się już z R. lekko stresować. Ślub był 24 kwietnia, ksiądz miał pięć dni roboczych, żeby wysłać papiery do urzędu (decyduja data stempla), po drodze było jeszcze święto więc teoretycznie poczta mogła jeszcze nie dotrzeć. Tak nam też tłumaczono w urzędzie. Mnie zmyliła jednak jedna rzecz - ksiądz ma bliżej do urzędu niż na pocztę więc w zasadzie papiery mogły być dostarczone przez niego osobiście, a w takiej sytuacji już dawno powinny być tam, gdzie trzeba. Próbowaliśmy się wczoraj z proboszczem kontaktować, ale był nieuchwytny. Oczywiście jako rasowa pesymistka miałam przed sobą wizję nieważnego ślubu według prawa świeckiego i konieczność organizowania cywilnego. Na szczęście dzisiejszy telefon wyjaśnił wszystko -akt czeka na odebranie.