Nie mogę powiedzieć, że moje dziecko nie lubi książeczek. I całe szczęście. Ma ich swoją małą kolekcję, która sukcesywnie się powiększa a w tej kolekcji swoje ulubione pozycje. Niemniej "czytanie" nasze polega narazie po prostu na oglądaniu obrazków i opowiadaniu o tym kto lub co na tym obrazku jest. Kiedy próbuję czytać teksty pod obrazkami Mateuszek wykazuje zniecierpliwienie i zniechęcenie i albo zaczyna zajmować się czymś innym, albo zmienia książeczkę, przynosi mi nową i mówi "mama czytaj" (tak przynajmniej tłumaczę sobie to "yyy" towarzyszące wyciągniętej rączce z książką ;-)). No i czytamy, w sensie oglądamy nowe obrazki :-).
Ja wiem, że na wszystko przyjdzie czas i naprawdę nie narzekam, przeciwnie, cieszę się, że Mateuszek od książek nie ucieka. Niemniej do tego "poważniejszego" czytania tęsknię i już :-).
A tak abstrahując od czytania to edukujemy się aktualnie w kwestii owocowo - warzywnej. Mały dostał od mojej mamy zestawy plastikowych warzyw i owoców, no i tak uczymy się co jak się nazywa. W tym momencie Mati potrafi wskazać i nazwać banana ("bdabda") i pokazać marchewkę i truskawkę. Teraz chyba kolej na pomidora :-).
Ja też sie tego doczekac nie mogę :))) U nas podobnie to czytanie wygląda, widać jeszcze nie czas i nie pora :)))
OdpowiedzUsuń