Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Odkrycia.

Zeszłam ostatnio do piwnicy, co (uśmiejecie się) dla mnie jest wyczynem nie lada, bo moja arachnofobia mogłaby posłużyć za przypadek kliniczny :-). Niestety - pająków boję się panicznie, a ten lęk z wiekiem zamiast niwelować, powiększa się. Do piwnicy schodzi więc z reguły Mąż, ja i tak za bardzo nie mam po co, bo przy kupnie mieszkania była właścicielka, a potem nowi sąsiedzi ostrzegali - kradną. Nie trzymamy tam więc praktycznie nic, a to, co trzymamy to rzeczy byłej właścicielki.
Z krótkiej wizyty w piwnicy, pokazywanej nam przy okazji przekazywania mieszkania, zapamiętałam, że w rogu stoi duże, wiklinowe "coś". Wiklinę kocham miłością wielką i niezmienną i nigdy dość mi wiklinowych gadżetów, to "coś" chodziło mi więc po głowie od przeprowadzki. No i ostatnio zdecydowałam się - schodzę! A że pokój zalegało kilka pustych kartonów pozostałych po rozpakowaniu kolejnych rzeczy - schodzę tym bardziej.
Wiklinowe "coś" okazało się sporą (coś jak trzy średniej wielkości kosze na brudną bieliznę) skrzynią, w której z powodzeniem można by trzymać mateuszkowe zabawki, albo nawet pościel), obok stał jeszcze, wcześniej niezauważony, kosz wiklinowy, rozmiarów jednego kosza na bieliznę. Nie wiem, naprawdę nie wiem jak można takie cuda znieść do piwnicy i skazać na niszczenie przez kurz i wielkie pająki ;-).
Ten mniejszy przytargałam na górę od razu (nie macie pojęcia ile samozaparcia wymagało ode mnie wzięcie go do ręki ze świadomością, że jakiś pająk może w każdej chwili na tę rękę mi wyleźć - no, ale czego się nie robi dla wikliny :-)), ten większy musiał tam niestety chwilowo jeszcze zostać, bo na razie nie mam go gdzie postawić. Później, jak już wyniesiemy się ze spaniem z pokoju Mateuszka i zrobi się więcej miejsca, to trafi właśnie tam.
Teraz chodzi mi po głowie przemalowanie ich obu na biało, ale z tym muszę poczekać aż będzie cieplej i zrobić to na balkonie.
Poza wikliną "odkryłam" jeszcze pięć sporych czerwonych, plastikowych koszyczków. Nic wielkiego, ale przydały się już i do ogarnięcia mniejszych zabawek i do uporządkowania części rzeczy w łazience oraz środków czyszczących w szafce kuchennej pod zlewem. Je też z chęcią potraktowałabym na biało, bo ten czerwony to w sumie do niczego mi nie pasuje. Czekam więc na wyższą temperaturę, kupuję farbę w spreju i do dzieła :-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz