Tydzień minął w zastraszającym tempie. Naprawdę nie wiem, gdzie te wszystkie dni mi uciekają. Weekendy niestety mijają równie szybko. Wczoraj wieczorem kompletna wegetacja: winko, świece i kilka odcinków "Smallville", potem wspólne przysypianie, kąpiel i znowu spanie. Dzisiaj nieco bardziej aktywnie: szybkie zakupy i wspólne gotowanie obiadu. Potem R. z A., M., i bratanicą A. pojachali na basen (właśnie R. dzwonił, że już wracają), ja zostałam w domu, bo z okresem jakoś tak niezbyt komfortowo na basenie się czuję, ale nie żałuję. Coś niedobrego się dzieje, bo niektóre osoby z wymienionego towarzystwa działają mi ostatnio na nerwy i to bardzo. Dla wyjaśnienia: nie jest to mój przyszły mąż ;-). W rezultacie samotnego siedzenia w domu zrobiłam dwa prania, posprzątałam kuchnię i łazienkę na błysk, upiekłam muffinki z białą czekoladą. W lodówce chłodzi się piwko na wieczór.
Jutro z kolei mam nadzieję namówić R. na wyprawę w poszukiwaniu garnituru dla Niego i może butów dla mnie. Do ślubu w końcu tylko 9 tygodni :-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz