Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

wtorek, 13 lipca 2010

Weekend...

... był maksymalnie leniwy. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak kompletnie nic nie robiłam. W związku z tym, że R. z Bratem moim pojechali na spływ, ja zostałam wysadzona u Mamy. W zasadzie ja zostałam wysadzona a Brat zabrany (w drodze powrotnej odwrotnie ;-)). W związku z tym, że pogoda nie zachęcała kompletnie do wychodzenia na dwór (skwar był i jest straszliwy), przesiedziałyśmy całą sobotę i trzy czwarte niedzieli w domu, wychodząc jedynie rano i wieczorem z psem, który tego upału też ma ewidentnie dosyć. Jedzonko było zrobione więc tak naprawdę nie musiałyśmy robić nic. I tak też było. Większość czasu po prostu przeleżałam z książką i przyznaję, że było to bardzo miłe leniuchowanie.

W Szczecinie standardowo już bardziej aktywnie. Wczoraj spotkanie z P. i wizyta u fryzjera zakończona obcięciem moich włosów do takiej długości, jakiej mojej głowa nie uświadczyła od niepamiętnych czasów. Jutro z kolei robimy niezapowiedziany nalot O. To znaczy zapowiedziany, ale jedynie jej mężowi ;-). Mam nadzieję, że będzie nas jak najwięcej.

No, ale na upał to muszę sobie ponarzekać. Tym bardziej, że nigdy nie byłam wrażliwa na pogodę a tu teraz czuję się niemal jak moja własna babcia. Mam trudności z oddychaniem, bardzo szybko zaczynają mnie boleć nogi, zwłaszcza łydki i stopy, mimo że chodzę bardzo mało. Dobrze że przynajmniej nie puchną. (Uroki ciąży ;-)) Natomiast jak już się od tego domu nawet na chwilę oddalę to wracam tak mokra, że ładuję się od razu pod zimny prysznic. Marzę o deszczu, o wielkiej ulewie marzę szczerze mówiąc, żeby choć na trochę zmieniła to powietrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz