Może nie każdy z nas jest Mozartem czy Mickiewiczem, ale każdy jest ważny. Życie każdego z nas to wielka opowieść Wielkiego Autora. Jesteśmy bohaterami tej opowieści i zarazem sami ją tworzymy. (Małgorzata Musierowicz)

środa, 7 lipca 2010

Ostatnie dni...

... były pełne wrażeń i tych pozytywnych, i tych negatywnych, niestety, też. Bal Szóstoklasistów i zakończenie roku minęły bardzo szybko. Zakupiłyśmy z M. dla "naszych dzieciaków" ładne ramki na zdjecia za szybkę wkładając wyszperane specjalnie dla Nich cytaty. Niezmiernie szkoda mi tej klasy. W ostatnim roku zrobili się nieco niedobrzy (wiadomo: najstarsza klasa w szkole ;-)), ale tak sympatyczne dzieciaki to rzadko kiedy można spotkać. Z zakończenia wróciłam z taką ilością kwiatów, że ledwo znalazłam na nie miejsce. Potem był weekend spędzony u mojej Mamy. Pyszne jedzonko jak zwykle, a wieczorem kabareton. Po drodze jeszcze udane zakupy na wyprzedażach, a tym samym dwie nowe pary butów w mojej szafie :-). Mąż obłowił się nieco bardziej. W międzyczasie jeszcze tu i ówdzie robione zakupy dla Synusia, który najprawdopodobniej zostanie Mateuszem. Hitem był zwłaszcza zimowy kombinezonik zakupiony na wyprzedaży w Smyku dosłownie za bezcen.

A z tych spraw negatywnych to zaliczyłam kilkunastogodzinny pobyt w szpitalu, na który sama tak naprawdę sobie zasłużyłam wychodząc z domu bez śniadania. Właściwie to wyszłam tylko do piekarni po bułki na to śniadanie właśnie, a przy okazji zahaczyłam o pocztę. Oba miejsca dosłownie rzut beretem od mojego domu. Czułam się rewelacyjnie, a to była dosłownie chwila: stojąc już przy okienku zrobiło mi się niezmiernie słabo no i poleciałam. Zemdlałam pierwszy i mam nadzieję ostatni raz w życiu. Pani z poczty zadzwoniła po karetkę, sanitariusze zrobili mi EKG i zbadali cukier - wszystko ok. Niestety nie mieli jak sprawdzić co z Maluchem, a na tym przecież najbardziej mi zależało. Dobrze, ze R. zaraz do mnie przyjechał, bo ja się oczywiście zryczałam z nerwów i pewnie sama nic bym nie załatwiła. Pojechaliśmy do szpitala, tam zbadali mnie i Młodego i na szczęście okazało się, że wszystko jest w porządku. Teraz emocje już opadły, ale przyznaję, że byłam w niezłym stresie. No i chwilowo mam obawy przed samotnym wychodzeniem z domu, zwłaszcza w taki upał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz